Zdjęcie bez żadnego związku z tekstem |
Miałem napisać coś innego, ale dzisiejsza rozmowa telefoniczna z panem, który kilka tygodni temu nabył u nas auto podrzuciła mi pomysł, by w końcu opisać "Kupca z Podhala"(jest to podtyp "Klienta Doskonałego"). Pewnie wszyscy pomyślą, że ten telefon oznaczał dla mnie kłopoty, bo klient nagle odkrył jakieś mniejsze "oszustewko" lub większe OSZUSTWO. Powiem wiecej - to nie był pierwszy telefon od niego... I pewnie nie ostatni.
Nie zraził się. Przyjechał. Wyglądał dokładnie jak "Szpieg z Krainy Deszczowców".
Związek z tekstem występuje! |
Zjawił się niepostrzeżenie, identyczna postawa, identyczny krok. Obszedł Matiza wokół (nie wiem co tam dojrzał), po paru okrążeniach (podkreślę - krok i postawa wyżej wymienionego szpiega) podszedł do mnie i powiedział: "Ja w sprawie Matiza. Nie chcę go. Do widzenia." I poszedł. Mnie zatkało. Do dzisiaj nie wiem, co to było... Może Baltazara Gąbki szukał... może dolarów zaszytych w fotelu?
W godzinę po wizycie Don Pedra zjawili się ludzie z okolic Nowego Targu. Przyjechało pięć osób oglądać jednego Matiza. Zaczęli go wyśmiewać (nie chamsko, a z humorem), a mnie pytali np. o ilość pianki do okien w progach, czy auto ma już pół miliona przejechane itd.. Ja oczywiście z pełną "powagą" wszystko potwierdzałem, opowiadałem im o szmatach we wszystkich zaszpachlowanych dziurach (bo tansze od pianki), o trocinach w skrzyni, paru "motodoktorach" w silniku i tak toczyła się rozmowa. Bawiłem się bardzo dobrze. Oni też. Stargowali cenę, a dziadek, który z nimi przyjechał (trzy pokolenia mnie odwiedziły), kazał sobie przynieść piwo. Dałem mu butelkę - mocno go suszyło. Połowę wypił w sekundę, a tym, co zostało ochrzcił nowy nabytek (płyn wylądował na Matizie, na mnie i na pozostałych zgromadzonych wokół niebieskiego "Ferrari"). Na szczęście nie naśladował procedury chrzczenia statków! Da się sprzedać auto jako handlarz w miłej atmosferze? No jak widać, chyba tak.
Był ostatnio u mnie klient z Podhala po starą Cordobę 1,9d. Auto z serii "najtaniej na Allegro", ten egzemplarz był nawet wtedy najtańszą Cordobą z dieslem w Polsce (i nawet skórzana tapicerka była w wyposażeniu). Jak się można spodziewać - "igła po dziadku" to nie była, wręcz rzekłbym, że była to niespotykana w ogłoszeniach wersja limitowana "Wszystko Stuka, Wszystko Puka" . Pan z dwójką dzieci i kolegą podeszli do Seata, a ja zacząłem "antyhandlowy" monolog, tzn. zamiast zachwalać wyliczałem litanię wad. A było tego trochę. Oglądający nawet mnie nie słuchał. Wsiadł, przymierzył się za kierownicą, poprosił kolegę żeby się przejechał, a mi powiedział, że on przyjechał po samochód tani i nie spodziewa się, że w tej cenie będzie jak nowy. Jemu się ta Cordoba podoba (się mi nawet zrymowało) i jak jego kolega stwierdzi, że jedzie się w miarę dobrze, to on ją kupuje. Kolega wrócił, stwierdził ... i za pół godziny samochodu już nie miałem.Wrócę teraz do klienta, który zadzwonił do mnie dzisiaj. Otóż chciał on mi powiedzieć, że ... z auta jest bardzo zadowolony, wymienił sobie rozrząd i olej w skrzyni, mechanik obejrzał samochód i nie miał żadnych większych uwag, ale przede wszystkim on bardzo polubił świeżo kupiony pojazd. Miło usłyszeć, że sprzedało się komuś coś, co sprawia mu frajdę. Jak się można domyślić z treści, mój dzisiejszy rozmówca pochodził również z tych okolic, co pozostali bohaterowie tekstu (za wyjątkiem Deszczowca). Kiedy kupował Audi zdawał sobie sprawę, że "ryski i wgnicenia" są nieodłącznym elementem starszego auta z niemałym już przebiegiem. Miał ze sobą miernik grubości lakieru i kilka elementów lakierowanych powtórnie na samochodzie oferowanym w przystępnej cenie jakoś go nie odstraszyło. Gdy przyjechał do mnie po kilku dniach od zakupu, po brakującą na dokumencie pieczątkę, przywiózł mi duużo oscypków. Świeżych i dobrych. Kilku "Menażkowców" i "Poszukiwaczy Przebiegu" poprzedających tego pana, czepiających się rysek na zderzakach i zadrapań od paznokci na uchwytach drzwi sprawiło, że zdecydowałem nawet o zostawieniu sobie tego auta, jeżeli do końca emisji ogłoszenia nie "zejdzie ze stanu". Bo to dobry samochód był...
I jak tu nie lubić "Kupców z Podhala"? Ci wymienieni przeze mnie, to nie jedyni kupcy z tego rejonu i muszę zaznaczyć, że we wszystkich przypadkach transakcje wyglądały podobnie. Świetna atmosfera, ludzie którzy zdają sobie sprawe, że auto używane jest autem używanym. Oczywiście nie tylko w tym rejonie Polski są tacy klienci. Mieliśmy wielu ze Śląska, z Małopolski oraz innych okolic i sprzedaż odbywała się w rewelacyjnej atmosferze, bez dziwnej podejrzliwości, bez idiotycznego czepiania się o odprysk od kamienia na masce, czy rysę na zderzaku.
Po sześciu częściach wyśmiewczych musiała przyjść kolej na "Klienta Doskonałego". Tacy też jak widać są i z takimi uwielbiam handlować. Nawet jeśli trochę za dużo stargują, da się to jakoś przełknąć. Wiem, że kupując auto trzeba być podejrzliwym i czujnym, trzeba je sobie dokładnie sprawdzić, ale ja lubię kiedy nie postrzega się mnie jako potencjalnego oszusta i kombinatora i lubię ludzi myslących, ze zdrowym podejściem do kwestii zakupu samochodu używanego.
Śledzę blog przez rss, tak więc dostaje informację o tym że pojawiła się ta informacja, ale już nie dostanę informacji kiedy w rzeczywistości pojawi się wpis...
OdpowiedzUsuńMyślę że takie informowanie nie jest konieczne
Świetny blog! Z wypiekami na twarzy oczekuję następnych wpisów :-)
OdpowiedzUsuńPopieram pana z 13:26 - jak pojawi się właściwy tekst to już się nie dowiem i tu nie zajrzę.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
Usuń@Jakub Anderwald
Dziękuję za informację. Wezmę to oczywiście pod uwagę (już niestety następnym razem).
Człowiek całe życie się uczy ;-)
Pozdrawiam
W ostateczności można w tytule dodać informację o tym, że wpis jest w trakcie tworzenia, wtedy RSS powinien zaktualizować się po jego dodaniu. Jednak najlepszym wyborem będzie opublikowanie go bez zapowiedzi.
UsuńŚledzę oraz komentuje pański blog prawie od samego początku, jeśli tylko będę w okolicach Bielska na pewno pana odwiedzę.
OdpowiedzUsuń:) ochrzczenie nowego nabytku ala dziadek z Podhala następnym razem jest moje! Piękna akcja!
OdpowiedzUsuńKolejny fajny tekst, oby tak dalej!
Pana wpisy są tak zabawne i tak lekko się je czyta że to czytanie sprawia przyjemność nawet komuś kto nie ma zielonego pojęcia o samochodach, ba- nie ma nawet prawa jazdy ;) Chętnie poczytałabym cos na inne tematy, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPopieram koleżankę o nicku LENKA - czyta się te teksty z wielka przyjemnością - są bardzo interesujące i sensowne ! :)
OdpowiedzUsuńProponowałbym Panu w późniejszym czasie pomyśleć nad jakąś większą publikacją ! Myślę ,że tego typu książka miałaby dużo zwolenników !
Od razu książka... Na początek 3 wpisy dziennie by wystarczyły. ;)
OdpowiedzUsuńKolego napisałem w PÓŹNIEJSZYM czasie jakbyś nie zauważył :)
Usuń3 wpisy dziennie ? :) Nie każdy siedzi na komputerze tyle co Ty !
@ Wszyscy:
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za miłe słowa. Warto posiedzieć do późnej nocy i pisać, jeśli Czytelnikom się moje "wypociny" podobają. Ja osobiście mam dużo uwag krytycznych do swojej "twórczości", jednak cieszy, że komus się podoba :-)
Pozdrawiam i zapraszam do lektury kolejnych tekstów.
Gratuluję świetnego humoru i dobrego pióra w opisywaniu polskich absurdów. Czyta się świetnie. Czekam na więcej. Sam teraz szukam auta 5-6 letniego (obecna Honda Civic 98, o ile świetnie jeździ o tyle rdza z roku na rok robi coraz większe zniszczenia) i perspektywa handlarza autami bilansuje moje podejście do tematu :)
OdpowiedzUsuńnie lubie oscypków...
OdpowiedzUsuńodnośnie "rejonizacji" klientów, jak ja kupowałam używany samochód to sprzedawca, zwany też handlarzem, bądź oszustem - w zależności od gustów, powiedział mi przed wyjazdem od niego nowym nabytkiem: "jesteście Państwo jedynymi klientami z Warszawy, których chętnie zobaczył bym jeszcze raz i życzył szerokiej drogi"...
OdpowiedzUsuńps. blog naprawę bardzo dobrze się czyta, oby tak dalej ;)