czwartek, 31 stycznia 2013

Auto do 1000 zł

   Wielu ludzi potrzebuje auta do przemieszczania się z miejsca A, do nieodległego miejsca B. Wiem, że do oddalonej o dwa tysiące pięćset metrów pracy można jechać nawet Kamazem, czy Touaregiem 5.0 TDI - co z tego, że do Kamaza trzeba "bić" powietrze do układu przez godzinę, a w zimie, na takim odcinku Touareg (nawiasem mówiąc - dla mnie beznadziejny i paskudny jak Audi Q7) tylko się niszczy i spala więcej niż wspomniane dzieło radzieckiej (teraz już rosyjskiej) myśli technicznej. Można. Jak to mówił mój prymitywny, były znajomy - zanim komornik zajął mu nawet krzesło bujane - "kto bogatemu zabroni"...
   Z racji takiej, że nie jesteśmy społeczeństwem zamożnym, a o samochodach za milion "średnich krajowych" możemy poczytać gdzie indziej (i zapewne tam jest to lepiej zrobione, niż byłoby u mnie), chciałbym opisać wrażenia z jazdy samochodem dostępnym dla szerszego grona odbiorców. Dzisiaj na tapetę biorę furę, którą możemy nabyć posiadając tysiąc złotych.
   Nie mam tu na myśli Polskiego Fiata 126p, gdyż dla mnie jest to auto do d#py. Zdawałem nim prawo jazdy dawno temu i obiecałem sobie, że po egzaminie nigdy do niego nie wsiądę. Słowa dotrzymałem. Fura oczywiście budzi wielką sympatię wśród ludzi, którzy poza "Maluchem" jeździli tylko PKSem, PKP lub na rowerze. Ja wybieram rower! Nawet zimą wolę... Sorry jeśli się naraziłem komuś, ale poza miłością do egzemplarzy z wczesnych lat produkcji, uczucie do "Malucha" jest dla mnie czymś absolutnie niezrozumiałym. Tak na marginesie - najbardziej w tym aucie podobały mi się zawsze fotele z plastikowej skóry. Szczególnie latem, w czasie upału. Wiem, bo jak w każdej szanującej się polskiej rodzinie - i u mnie był "Maluch" w garażu (licznik miał tak profesjonalnie cofnięty, że nawet jak stał, to już jechał 40km/h).
 Wspominając o aucie za tysiąc, mam oczywiście na myśli Fiata Cinquecento 700. Jest to jedyny Fiat, którego lubię. Nie wiem nawet czemu. Szczególnym uczuciem darzę egzemplarze z japońskim gaźnikiem Aisan. To jest legenda - coś jak Pierburg 2E w Volkswagenie. Dwa tysiące osiemset kilometrów przewodów podciśnieniowych upchanych pod maską i co jeden, to bardziej zbędny. Kiedyś kupowaliśmy CC700 od gościa, który stwierdził, że Aisan jest rewelacyjny. Pojawia się problem z obrotami - kolejny wężyk zaślepiony blachowkrętem i "fura zapie#dala jak szatan". I miał rację - ostatnie Cinquecento zawiozłem do znajomego mechanika, bo gasło. Popatrzył, podrapał się po głowie, jeden wężyk wymienił, jeden zaślepił i ... cud! Podobnie było z wspomnianym wcześniej Pierburgiem w Golfie II (oj, "utłukłem" tym autem kiedyś pół miliona kilometrów). Wyskakiwały w czasie jazdy wysokie obroty - zaślepiony wkrętem wężyk i po problemie, gasł na wolnych - zaślepiony wężyk i po problemie. I można było tak bez końca!  Po paru miesiącach gaźnik wyglądał jak arcydzieło sztuki nowoczesnej nadające się na eksponat w Centrum Pompidou. Sto czarnych wężyków wystających ze srebrnego korpusu i każdy zaślepiony inną śrubą.

Ten cudownie cudowny egzemplarz poszedł do znajomej. I nawet jeszcze się do mnie odzywa ;-) (znajoma, nie egzemplarz)
   Dlaczego "Siedemsetka" jest fajna? Bo jedzie do przodu. Tanio jedzie do przodu. Grzeje w zimie i to w miarę nawet wydajnie. Jeśli tylko trafimy na egzemplarz nieuzdatniany w stodole przez inżyniera Motodoktora i magistra Piankę jest szansa, że poprzemieszczamy się w tani sposób przez dłuższy czas i nie wypadniemy z fotelem na drogę.
   Wygląd zewnętrzny "rakiety" wcale jakoś mocno nie razi brzydotą. Ot, parę ładnych lat minęło od wprowadzenia do sprzedaży modelu, więc z wytworami czasów plastikowo-fejsbukowych konkurować nie może, ale źle nie jest. Samochód oczywiście wygląda jak pewien przedmiot AGD stworzony po to, by żony mogły godzinami wypominać, że bez nich to byśmy chodzili jak krowie z d#py wyciągnięci, ale to dobrze, że przynajmniej coś przypomina, bo taka np. Siena jest podobna zupełnie do niczego. Oj, przepraszam - przypomina mi delikatnie poużywane mydło.
   Kilka słów o wrażeniach z jazdy. Kiedy już trzaśniemy drzwiami i usłyszymy to charakterystyczne "plum" (jak w W124 ... prawie...)... wtedy musimy pociągnąć za klamkę i trzasnąć jeszcze raz, tylko bardziej energicznie. Bywa, że czynność trzeba kilkakrotnie powtórzyć. Jak już odniesiemy sukces w tej czynności i wrota się za nami zatrzasną na dwa ząbki zamka, czeka nas jeszcze większe wyzwanie - odpalenie dwucylindrowego reaktora. Musimy bardzo uważać, żeby nie zalać świec (ach, gdzie te czasy samochodów z ręcznym ssaniem, gaźnikami...już zapomnieliśmy... ). Pociągamy wajchę ssania do siebie i przekręcamy kluczyk. O tym, że silnik "zagadał" mówią nam najczęściej obroty na jakie wskakuje po odpaleniu na ssaniu. Gdyby był obrotomierz - nie starczyłoby skali. Ale to musi być dobre dla motoru - szczególnie na mrozie. Często jeszcze o rozpoczęciu pracy przez silnik, informują nas rozpaczliwe jęki panewek i popychaczy zaworów. Pomoc doraźna - wspomniany już kiedyś "remont w płynie", jednak jeżeli samochód jest świeżo zakupiony musimy uważać - bardzo prawdopodobne, że olej silnikowy zastąpiony już został w całości Doktorem Glutem (kto widział ten wie, czemu glutem).
   Jedziemy! To znaczy - chcemy jechać, ale najpierw czeka nas kolejna przygoda - musimy znaleźć odpowiedni bieg! Lewarek zazwyczaj rusza się tak, jak kij wrzucony do garnka. Kilka razy zamiast "jedynki" wrzucamy "trójkę", auto oczywiście gaśnie. Kolejna próba odpalenia powoduje zalanie silnika... Po kilku jeszcze startach orientujemy się, że nie wyłączyliśmy świateł w czasie kręcenia rozrusznikiem i akumulator odmawia współpracy. Idziemy do sąsiada po kable i prosimy, by podjechał swoim prestiżowym Passatem B5 w dizelku w celu użyczenia prądu. Na takim prądzie maszyna odpala nam w sekundę. Teraz już nie zgaśnie, nawet jedynka wskakuje od razu! Zawstydzona "siedemsetka" zrobi wszystko, by nie wypaść źle. W końcu prądu udzielił jej sam Król Polskich Ogłoszeń w pakiecie chrom!
   Stopery w uszy i gnamy na szosę! I tu zdziwienie - auto całkiem fajnie jedzie! Z górki potrafi nawet osiągnąć 140 km/h. Przekroczyć barierę dźwięku się bałem, ale pewnie by poszedł... (prawdopodobne jest też, że licznik zawyżał o jakieś 100km/h, ale tej wersji nie biorę pod uwagę. Czuć było prędkość!)
   Zakładając, że mamy już zaślepione co trzeba w układzie zasilania i Fiat nam nie gaśnie, to poruszanie się nim w mieście jest bardzo przyjemne. Zaparkować możemy wszędzie, promień skrętu jest dobry. Nie można się czepiać. Jeżeli chodzi o przyspieszenie - takowe w tym pojeździe nie występuje. "Sprint" od 0 do 100 km/h trwa tydzień, ale kto kupuje "Siedemsetkę" żeby nią przyspieszać...
   Spalanie jest uzależnione od wielu czynników - stopnia zaawansowania zaślepień, regulacji gaźnika, blokowania hamulców, wagi teściowej i tak dalej... Waha się od 5 do 10 litrów na 100 km.
   Korozja. Ona lubi Fiata. Uwielbia zjadać progi i podłogę, ale nie wypluwa też innych elementów. Zdarzają się egzemplarze nienadgryzione - po dziadku, garażowane, ale zazwyczaj są droższe niż tysiąc.

   Reasumując - ktoś powie, że jestem cynicznym bucem i śmieję się z taniego miejskiego samochodu. Można mi wierzyć lub nie, ale ja CC700 bardzo lubię. To jest dobry samochód. Na dojazd do pracy, na zakupy, na niedzielny wyjazd do cioci Albiny - jest wymarzony! Jechałem nim nawet sto kilometrów bez zatrzymania i odpoczynku, przy dźwiękach oryginalnego radia Safari i jakiejś obejmy metalowej tłukącej się o podłogę! Dało się! Choć fotele nie należą do wygodnych, dojechałem cały i zdrowy. Szczerze polecam ten bolid!

P.S. Aktualnie nie mamy żadnego w ofercie.

Gustowna kratka w zderzaku podkreślająca sportowy charakter auta. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to różowy wóz dla prawdziwego menszczyzny. Kupiła go baba. Ukradła mi nawigację Garmin. A zjedz sobie ją kobieto! Wybaczam! Cóż za gest...

Zalety auta:
- cena, a dokładnie połączenie ceny z możliwością przemieszczania się
- wymiary zewnętrzne pozwalające zaparkować auto nawet na pace w Polonezie Trucku
- koszty eksploatacji - znikome. Pan Heniek może wszystko zadrutować, a czego nie da się rozwiązać drutem i blachowkrętem, można naprawić młotkiem.
- widoczność dookoła jak w budce telefonicznej
- brak popytu wśród złodziei - można nie zamykać. I tak nikt tego nie ukradnie, bo albo zaleje świece, albo nie znajdzie biegu.
- zalet jest tyle, że brakłoby internetu, żeby je wszystkie opisać, więc na tym zakończę.

Wady auta:
- rdza. I wszystko w tym temacie jasne.
- stuki w silniku - albo zawory, albo panewki, albo obie możliwości plus jeszcze coś.
- "dzwoniący" łańcuszek rozrządu - kosztuje tyle, co dwa piwa w knajpie, plus kolejne dwa dla Heńka, żeby to poskładał do kupy
- osiągi - o tym nie wypada wspominać
- zapalanie na zimnym silniku - trzeba być wytrawnym zapalaczem, by zapaliło.
- bagażnik, do którego wchodzi pięciometrowy zwój drutu, papierowa torebka na śrubki, kable rozruchowe i Żubr w puszce.
- wad jest tyle, że brakłoby dwóch internetów, żeby je wszystkie opisać, więc na tym zakończę.

   Na zakończenie przytoczę słowa, jakie usłyszał pan, od którego kupiliśmy w lecie niebieskie CC700. Przed telefonem do nas dodzwonił się do jakiegoś przemiłego handlarza z konkurencyjnej handlarni, który po usłyszeniu marki i modelu oferowanego auta warknął do słuchawki:
- Cintek? W dupę se go wsadź!

Ignorant! Pewnie, że my kupiliśmy! Miał tak fajnie złamany fotel kierowcy, że żal było nie brać...

45 komentarzy:

  1. Miałem - jeździłem - wersja VAN :) - sprzedałem za 899 :) Pani z Żabki w Piekarach do dziś zadowolona wozi nim wszystko niczym wspomnianym Kamazem...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Toż to był pierwszy bolid w rodzinie - piękny, soczyście zielony metalik. Ale nowsza wersja - z jednopunktowym wtryskiem (na wypasie). Służył 3 lata, pokonywał spore dystanse, potrafił za jednym zamachem zawieźć 4-osobową rodzinę z bagażami na wywczas - 300 km w jedną i 300 km w drugą stronę. W mojej opinii, to bardzo udany samochód...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą zaletą "małego popytu u złodziei" to już nieaktualne. Zestawienie najczęściej kradzionych samochodów w 2012: http://wykroczenia.wieszjak.pl/wykroczenia-drogowe/312448,4,Najczesciej-kradzione-samochody-w-Polsce-w-2012-r.html (miejsce 7). Aż dziw bierze kto to kradnie i po co? Żeby sprzedać silnik za 200zł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość to kradzieże pozorowane, żeby OC nie płacić :p

      Usuń
  4. Super artykuł, jak zawsze. Chętnie poczytam o innych tanich wozidłach. Czekam na więcej wpisów. Styczeń ciągnął się ja smród po gaciach, a czytać nie było co.
    Ale, jako wierny czytelnik się doczekałem :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi bardzo. Będę się starał opisać moje przemyślenia na temat różnych samochodów, w różnym przedziale cenowym. Zawsze subiektywnie i często niesprawiedliwie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Jak się dobrze poszuka to za 1000PLN można kupić auto nawet lepsze niz CC700, a czasem nawet tańsze (pod względem niektórych częsci) w eksploatacji. Chociażby Tipuś
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swojego AXa kupiłem za 900 zł + 100 za zrobienie przeglądu (bo był nie aktualny) więc wychodzi równy "tysiaczek". Silnik 1.5D - CUDO! Spalanie od 3,7 do max 5.5. Części - tanie jak barszcz jak się wie gdzie kupić i nie mówię tu o hurtowniach typu 4cars, intercars. Awaryjność - żadna. Osiągi - po wcześniejszym zrzuceniu kilku kg w toalecie pójdzie 160. Ja swoim autem za 1000 zł w tym roku zrobiłem "kurs" na zachód przejeżdzając bezawaryjnie w dwa dni 3700 km. :)

      Usuń
  6. buuuuuuuuuuuuuuuuahahahahhaah komorrnik zajął bujany fotel ;-) jeżdziłem ale CC900 to szatan dróg ;-) debeściak wśród debeściaków przy parkowaniu w mieście ;-) bariere dźwięku spokojnie pokonuje, przy 100km/h otwieramy okno i mamy ten sam efekt jaki ma pilot F16 przy przekraczaniu 1 macha ;-) a najlepsze jest to, że stawiasz gdzie chcesz jak chesz i masz to głęboko, czy będzie rysa, czy wgniecenie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Auto w wersji Sporting 1.1 zawstydza niejedno spod świateł (ten sam 55-konny potwór, co w Seicento, Punto I), a że nie hamuje i nie skręca, to kto by się przejmował. SZATAN!
    Niektórzy nawet swapują CC na 1.2 16V 86KM z Punto. Nie muszę mówić, jak to się porusza z dobrym zawieszeniem, hamulcami, oklatkowane.
    Także nie ma śmiechu, fajne auto :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiemu sportingowi nie dałem rady wiele lat temu moim Golfem II 1.8 powered by Pierburg 2e (90KM) :-) Przyspieszało to nawet. Seicento Sporting miała kiedyś żona. Też to jechało. Krótko zestopniowana skrzynia i jakieś tam przyspieszenie było. Zużycie paliwa za to jak Passacie 1.8 Turbo ;-)

      Usuń
    2. Hm, śmiem twierdzić, że te 8-9L benzyny sobie łykał przy pocisku, a w normalnej jeździe 7-8L, Punto cięższe trochę i dłuższą skrzynię ma, pali podobnie. No FIRE nigdy oszczędne nie były jak na swą pojemność. Chyba przez to, że ładują je (DO DZIŚ! Np. 65KM 1.2 w Punto EVO) do aut z 17" felgami, ważących ponad tonę... :D
      Fakt, CC Sporting i Sejczol mają strasznie krótkie te skrzynki, co przekłada się na niezły sprint do setki. ;)

      Usuń
    3. 9 litrów palił w mieście. Przy szybszej jeździe dobrze ponad 10 l/100km. Przy delikatnej około 6 litrów mu wystarczyło.

      Usuń
  8. radosny_klekot_tdi31 stycznia 2013 16:33

    Na CC700 robilem kurs i zdawalem prawko- jakos nie pamietam by bylo wiele aut, ktore wtedy spod swiatel dawaly mu rade, oczywisce najczescie musialem konczyc przy 60km/h....

    Co do Pierburga to kompletnie nie kojarze co by mialo sie tam zaslepiac i drutowac- jak byl czysty i mial dysze mieszanki i obrotow jalowych ustawiona to byl bezobslugowy. Jedyny wezyk jaki kojarze to byla odma czy cos do pokrywy zaworow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierburg 2e miał jednak troszkę wężyków ;-) Warto popatrzyć w guglu

      Usuń
  9. To było moje pierwsze własne autko. Z tym, że miałem gaźnik Weber. Kumpel miał Aisana i było z nim mnóstwo zabawy. Kupiłem z przebiegiem 160.000km, sprzedałem jak miał 240.000. Widuję go czasem, bo kupił go znajomy 7 lat temu. Teraz ma nabite ponad 400.000. I jeździ :)

    OdpowiedzUsuń
  10. e tam bzdura, ostatnio jako autko do pracy kupilem corse gsi z 1994r z gazem sekwencyjnym - właśnie za 1000zł.
    Narazie dołożyłem 45zł do niej i śmiga aż miło,
    a cc nawet nowego bym nie wziął :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo przecież są ciekawsze auta w cenie do 1000 zł...

      Usuń
    2. dokładnie. Choćby jakiś stary japończyk, albo wspomniany na początku niedozajechania mercedes ( no może 2 tysiące na merca trzeba, ale za to chluba i duma niemieckiej motoryzacji :)

      Usuń
  11. Hmm czuje się urażony opinią o sienie :P
    A tak na serio to mi też się nie podoba ale o dziwo ma kobieta mówi, że nawet ładna.
    Cienkusia nie miałem ale kolega bardzo sobie chwalił.

    OdpowiedzUsuń
  12. dwucylindrowy reaktor :)))

    Autorze, wrzuć tu jakieś reklamy, będziemy klikać, ale pisz więcej i częściej, zwłaszcza o psychologii kupowania i sprzedawania, pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślimy ;-) Ale z reklam na blogu raczej się nie wyżywię. Dużo jem...
      P.S. Czasem może lepiej napisać mniej, ale coś do rzeczy, niż produkować teksty hurtem. Będzie częściej i więcej, ale pewnie dopiero wtedy, kiedy będzie się dało w nocy z komputerem na balkon wyjść :-)

      Usuń
  13. nie ma Pan jakiej feli 2000rok do sprzedania? Jak tak to proszę o zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Co do kradzieży to taka dziwna sprawa, niektórzy złodzieje-amatorzy chyba uważają tego typu wozy za dobry sposób na popołudniowa rozrywkę, wypad na pole czy do lasu aż skończy się waha. Kolega w zeszłym roku pojechał do jakiejś kobity na fuchę - malarz, tapeciarz, akrobata. Po skończonej robocie z drabiną na plecach wychodzi z klatki a cienkiego nie ma. Niestety do dzisiaj policja nie odnalazła bolidy, może leży gdzieś na dnie stawu.
    Innym razem wracaliśmy zastępczym cienkim pożyczonym z warsztatu, na dwupasmówce jakież było zdziwienie kolegi kiedy zaczął szukać 5 biegu. :D
    Do tego bolid miał jeszcze gaz I generacji, który wymagał precyzji chirurga przy przełączaniu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. A kolega kilka lat temu potrafił upchnąć w CC 100 kartonów LM bez akcyzy i przejechać przez kontrolę na litwie + trzepanie w polsce co skończyło się znalezieniem 2 kartonów na które przymykali oko...
    W końcu się doigrał i ktoś go sprzedał.... Cała ekipa była w szoku jak mu wyciągneli 44 kartony na rewizji... (reszta dojechała bezpiecznie).

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziadek ma takie z 1997 roku i auto jeździ bez większych niespodzianek już z 10 lat u niego. Jestem pod wrażeniem blach- ani grama rdzy;) Tak jak pisze Autor, drążek zmiany biegów ma, lekko mówiąc, dosyć dziwną drogę prowadzenia:D No i jak musiałem kilka razy awaryjnie nim pojechać, to faktycznie czasem brakowało wprawy z obsługi ręcznego ssania;) Ale za te pieniądze, to jest to jedna z niewielu sensownych propozycji dla osób, które chcą/muszą posiadać samochód.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mieliśmy takie w domu - kupiłem żonie od mojej siostry :) Siostra kupiła z przebiegiem ok 80 tys, autko miało pięć zer w nr seryjnym z przodu. Silnik na weberze jak został raz ustawiony to nie było z nim problemów. Jednego czego samochód nie lubił, to szybkiej jazdy po obwodnicy - po przejażdżce z prędkością >100kmh z auta w szybkim tempie wyciekał olej - po piątej wymianie uszczelniaczy wału i skrzyni poddałem się i zmieniłem auto na Matiza ;)
    Zimowa przypadłość - przy mrozach samochód przez ok 3km dysponował tylko 1 i 2 biegiem...

    OdpowiedzUsuń
  18. Blog bardzo fajny lecz co do artykułu to za 1000PLN normalnego roweru nie można kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kolego patrz wyżej kupiłem wspomnianą wcześniej corsę i zakatowywam. Jak wyzionie ducha to nie omieszkam poinformować, ale narazie tylko olej woda i choda ;)

      Usuń
  19. Jedyne CC jakim miałem okazję jechać był Sporting, oczywiście w najszybszym żółtym kolorze:) Wcześniej byłem uprzedzony do tego modelu, ale jazda Sportingiem naprawdę sprawiała przyjemność, a ze względu na gabaryty i stosunek moc/masa można się było poczuć trochę jak w bolidzie F1:D Wrażenia z jazdy CC były dla mnie odwrotne niż w przypadku Fiata Coupe, który podobał mi się z zewnątrz, a z silnikiem 1.8 16v rozczarowywał na drodze. Ciekaw jestem opinii autora na temat bardzo popularnych na polskich drogach Opli z roczników 88-95 (Kadett E, Astra F, Vectra A, Calibra...) i po cichu liczę, że ich temat zostanie kiedyś poruszony na blogu:) Szkoda, że ostatnio mniej Pan pisze, ale najważniejsze, że jakość nie przechodzi w ilość. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. CC 700 to również jedno z moich ulubionych wozidełek. Miałem ich w sumie 3szt. Ostatniego sprzedałem w lipcu, choć stać mnie na dużo droższy środek lokomocji,to trzymałem ja 3 lata. "siedemsetka" ma w sobie to coś, że da się ją lubić.
    Dla mamy kupiłem rocznik '94 z przebiegiem 42 tys.km i pachnące nowością 2 lata temu. W sumie kosztowało więcej, niż młodsze SC, ale sentyment zwyciężył nad rozsądkiem :-) lubię nim jeździć, zwłaszcza, że wszystko pracuje, jakby wczoraj z salonu wyjechał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to chyba jedno z niewielu aut, gdzie legenda "więcej stał w garażu niż jeździł" może się ziścić, często podsiadają go dziadkowie, którzy w czasach większej sprawności mieli Malczana albo inne 125p, chuchali, dmuchali, trzymali opony przy piecu, żeby nie parciały, nie jeździli w deszczu... nawyk taki.

      Usuń
  21. Fajnie by było, żebyś dodał do opisu zgnilaka, jakim jest Daewoo Tico :). Aktualnie można takie auto kupić za 1000zł i według mnie jest to alternatywa dla Fiata Cinquecento. Co do Tico, to bardzo miło go wspominam. Ojciec go kupił z salonu w 1997 roku i tylko gdyby nie gnił to by został w rodzinie, aż by wszystko się w nim rozsypało :). Kiedy ojciec kupił sobie inne auto, ja przejąłem ten bolid i jeździłem nim 3 lata, po czym sprzedałem za 2tys :D.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wszystko się zgadza, jeśli chcemy mieć 700 za ten powiedzmy 1000zł, którego najważniejszą zaletą jest, że jeździ. Trzeba natomiast zaznaczyć, że wersje 900 i 1100 różnią się znacznie komfortem jazdy, niezawodnością i dynamiką (choć nadal są to małe i dość słabe autka). Dlatego polecam dołożyć te marne 300-500zł i kupić 900. Te silniki wiele znoszą i nie odmawiają posłuszeństwa podczas jazdy. Jest to opinia wszystkich użytkowników malutkich Fiatów, z którymi rozmawiałem jak i moja. Zresztą, potwierdza się to na rynku, bo 0.9 dobrze się sprzedają. 700 może się nadać jedynie dla żony ze świeżym prawkiem, albo dzieciaka na dojazdy do szkoły. Inni posiadacze mogą się zawieść, bo koszt zmarnowanego czasu przez ewentualną usterkę zwykle przekracza wartość części. Nie ma nic za darmo, a 1000zł lepiej przeznaczyć na dobry, używany rower.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  23. ech to ja wolałbym już za 1000zł fiata uno 1.0 fire i do przodu - by rdza nadążyła - a co do malucha to może i fotele tandetne - grzanie ledwo pracujące - silnik o mocy 24 motorowerów firmy romet (tych z opcją uruchomienia napędu mięśniowego) lub też moich 4rech kosiarek do trawy - ale i tak to auto bardzo lubiłem

    OdpowiedzUsuń
  24. Miałem 2 sztuki CC 700. Na żadnym nie było grama rdzy, podobno któreś roczniki miały ocynk ale nie mam na to dowodów. Strasznie denerwujący był pedał gazu który chodził tak lekko że trzeba było stopę siłą mięśni przytrzymywać żeby pedał nie poszedł w podłogę. Skrzynie 4 biegi i 1 bieg to porażka, strasznie długie przełożenie, sterowność cegły, podatny na dachowanie. Mimo to jeszcze sobie kupię takiego na dobicie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękne wspomnienie CC :) - swój egzemplarz kupiłem kiedyś od "elektryka" w czasach kiedy CC były 50% droższe, a więc za 1500 PLN. Pierwsze słowa właściciela: "Panie, ja elektryk jestem i na kabelkach się znam, a reszta to nie mam pojęcia". Rzeczywiście wszystkie dodatkowe kabelki były opisane, ładnie pozarabianie i schludnie pochowane- reszta hmm- jeździł to się liczyło. Oczywiście ssanie przy uruchamianiu, ssanie na światłach, a czasem ssanie przy wchodzeniu w zakręt na 2-ce - piękna sprawa- jak człowiek musiał być manualnie sprawny.

    Moim CC pojeździłem do czasu urwania wydechu - cholerna rdza go przeżarła i to w kilku miejscach - cholera jedna. CC zaczęło chodzić jak ciągnik, a że naprawa była nieopłacalna to sprzedałem je z urwaną rurą i pełnym bakiem 98-ki - pomyłka przy tankowaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. niedawno sprzedałam swojego! poszedł do znajomego, wymienił amorki i akumulator i jest jak nowy. Rdza mnie ma nawet szans go skubnąć... ahhhh dobrze go wspominam ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. bardzo fajny artykuł

    OdpowiedzUsuń
  28. Kupno samochodu w takim budżecie to niemałe wyzwanie. Niemniej jednak można znaleźć coś interesującego i pojeździć jeszcze kilka lat. Fajny artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  29. O, i fajnie, że jak ktoś potrzebowski, np. wozi klamoty, których do tramwaju nie wtarga a mało kasiasty, to i dla niego coś się znajdzie. Cieniasy jeszcze jeżdżą - a niech jeżdżą na zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  30. oho, ja kiedyś jeździłam CC z finezyjnie złamanym fotelem kierowcy, jakkolwiek przewyższała to finezja wspawanego/wstawionego (pamięć mnie myli) tam kawałka jakiegoś profilu, który został po budowie domu, tudzież metalowej rury o słusznej średnicy, gwarantujacej bezpieczeństwo w miejskim ruchu
    siedemsetka nomen omen w najpiękniejszym z możliwych, różowym kolorze..
    pozostała w moim sercu na zawsze :>

    OdpowiedzUsuń
  31. To nie są takie złe auta, pod warunkiem, że nie są zgnite. Bo naprawa się nie opłaca.

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)