Od "prywatnego". Niech go... |
Do napisania tego tekstu skłoniło mnie wkur#&@nie. Nie tak dawno temu poczytałem sobie trochę artykułów na temat tego, jacy handlarze są perfidni, jak cofają liczniki itd. Udało mi się znaleźć na ten temat milion publikacji np. w portalu motoryzacyjnym związanym z wupe peel. Ale nie tylko. To znaleźć można wszędzie!
W umyśle Polaka rodzi się obraz handlarza - złego człowieka, który już jako małe dziecko wydłubywał misiom oczy, kradł kolegom w przedszkolu Matchboxy i sprzedawał je chłopakom z podwórka za karbid ukradziony z budowy przez innego przyszłego sprzedawcę aut. " Handlarz cofnął...", "handlarz poskładał z dwóch..", "handlarz oszukał...".
Nie bronię kombinatorstwa, ale chcę obiektywizmu! Ja wiem, że większość sprzedawanych w Polsce aut jest w posiadaniu handlarzy, wiem że masy chcą sobie poczytać tabloidowe tematy, masy się tym karmią, one tym żyją.
Wiem też doskonale, że portale motoryzacyjne dostają niezłą kasę za reklamy, w tym reklamy dealerów i sprzedawców nowych aut. Nie szukam tu teorii spiskowych, choć wiadomo, że w ASO można kupić "pewne używane", z milionem certyfikatów i tym podobnych bzdurnych papierków.
Właśnie a'propos tego przypomniała mi się historia pewnej Skody Octavii, którą dealer Forda postanowił zreanimować w swojej blacharni i wystawić na sprzedaż jako bezwypadkową. Autobus tak wjechał w tył auta, że dotarł do przednich siedzeń. Długo męczyli ją blacharze i lakiernicy, a że prace zlecono praktykantom (w tym mojemu koledze) efekty były marne. Całość im nie wyszła do tego stopnia, że wspawany tył musieli wzmacniać kilometrami płaskownika i kątownika.
Bezwypadkowa Skoda sprzedała się szybko. Nowa właścicielka, kiedy dowiedziała się u mechanika co kupiła, przyjechała z pretensjami i chciała oddać auto. Handlowiec zrobił jej taką wodę z mózgu, że polubiła na nowo swoją Octavię, a w ramach rekompensaty zamontowano jej w samochodzie ... ALARM! "Pewne używane" ha, ha, ha...
Handlarz jest dziki, handlarz jest zły, handlarz ma bardzo ostre kły... A jaki jest szanowany obywatel, który z handlarstwem nie ma nic wspólnego, a swoją wydzwonioną Toyotę, do której sam kupował połówkę z podłużnicami i ścianą grodziową sprzedał jako BEZWYPADKOWĄ? Zapomniał wspomnieć rodzince z niepełnosprawnym dzieckiem, która zjawiła się po swój wymarzony, nietani samochód (ponad 60 tys.zł), jak to zamiast ściany grodziowej do D4D manuala, załatwił ścianę z benzyniaka automata? Nie wspomniał jak się blacharz męczył, żeby wywiercić wszystkie otwory jak fabrycznie, żeby zamocować do czegoś pedały, dogrzewacz i tak dalej... Mógł się chociaż pochwalić, że wszyscy fachowcy mieli przykaz, że ma być jak oryginał i udało się im! Ach, ta amnezja... Toyotę zrobiono ładnie, a ludzie zapewne jeżdżą i chwalą sobie jakie to pewne auto kupili od pierwszego właściciela.
A teraz - co mnie wku^wiło do tego stopnia, że siadłem i piszę? BMW. Tak BMW E39, ale nie moje. Wystawione do sprzedaży w Chrobrowcu (nazwę zmieniam na idiotyczną. Mimo wszystko brzydzę się donosicielstwem. Jakiś "dedektyw" i tak sobie znajdzie). Otóż mój sąsiad, ten sam o którym pisałem TUTAJ szuka auta. Sobie kupił jedenastoletnią "perełkę" z przebiegiem 80 tys.km. od drugiego właściciela (myślę, że ów drugi właściciel zdjął z zegarka jakieś 150-200 tys.km.), a teraz szuka Beemki dla syna. Był już oglądać E36 Coupe 328, wystawiane (nie przez handlarza) za kosmiczne pieniądze. Okazało się, że kupa złomu. Miało być bez wypadku, a wyszło co najwyżej bez skali na mierniku.
Dzisiaj znalazł piękne E39 w Chrobrowcu. Musze przyznać, że ładnie się prezentuje. Sprzedaje właściciel, który auto posiada od czterech lat. Przebieg - tu cytat - "ORYGINALNY" 258 tys.km. Skoro nie handlarz, skoro oryginalny, skoro taki "PERFEKCYJNY", sam bym się przypalił na to 528. Pomyślałem sobie, że jeśli takie to auto zadbane, to pewnie gość rejestrował się na forum. I się nie pomyliłem! Poprzedni właściciel opisywał swój nowy nabytek, zamieszczał w 2009 roku piękne zdjęcia, a koledzy z forum wychwalali pod niebiosa piękno tego egzemplarza. Jednocześnie nie brakło wyrazów zdziwienia, że mimo przebiegu ponad 300 tys.km. wnętrze wygląda jak nowe! Nawet znalazła się wzmianka właściciela (z dnia 19 X 2009) o wizycie na hamowni i rewelacyjnych wynikach mimo przejechanych 310 tys km. A to był październik 2009 r!
W styczniu 2010 roku forumowicz sprzedał 528, a nowy właściciel (ten sam, który teraz pozbywa się "perfekcyjnej" E39, po czterech latach użytkowania) też raz na jakiś czas coś na forum napisał. Nie podawał jednak przebiegu, a przynajmniej mi nie chciało się dalej bawić w detektywa. Znudziłem się tematem. Auto faktycznie może mieć 350 tys. może mieć 400 tys.km. albo i więcej.
Tak naprawdę stan licznika, to jest nic jak na ten motor. Gdybym szukał dla siebie BMW i znałbym faktyczny przebieg nie przeraziłbym się. Ale dlaczego nikt nie trąbi "PRYWATNY WŁAŚCICIEL PIERDO#NĄŁ LICZNIK O BÓG WIE ILE? Cały świat uparł się, że cofa handlarz, że spawa z dwóch handlarz, że oszukuje handlarz. A ja znam wiele przykładów, że nie jest tak do końca. Podałem tylko kilka.
Pozdrawiam Was. Niebawem znowu coś się tu pewnie ukaże.