Tico, bo o nim wcześniej była mowa stało sobie obok kurnika. Tak szczerze mówiąc - nie wiem co było ładniejsze - koreańczyk, czy zbity z desek domek dla kur. Miało być niezgnite. Już w trakcie rozmowy telefonicznej mocno mnie ta cecha zastanowiła, ale skoro właściciel z taką pewnością to stwierdzał, uznałem, że jakiś ewenement zobaczę na miejscu. I zobaczyłem... Coś, co progów, drzwi i podłogi nie miało już od lat. Nawet kur nie można by tam trzymać, bo uciekłyby z pozamykanego auta przez dziury w nadwoziu. Co większe kratery załatane były kawałkami blachy ... przykręconej blachowkrętami! Działanie antykorozyjne miała zapewnić zielona farba, która pewnie została po malowaniu płotu, i którą ktoś pomazał skorodowane miejsca. W środku - kurnik. Podejrzewam, że ptactwo domowe nieraz tam nocowało, a już na sto procent używało samochodu jako ubikacji. Zgroza! Zapytałem tylko niedoszłego "pozbywcę", dlaczego nie powiedział mi, że takie coś zobaczę na miejscu... Nie czekałem na odpowiedź. Już myślami byłem przy Megane Coupe, które miałem obejrzeć dwadzieścia kilometrów od zagrody.
Pan od Renault jednak nie odbierał telefonu. A umówiliśmy się... Na smsa też nie raczył odpisać. No coż, sprzedał komu innemu, ale już na poinformowanie o tym zbrakło odwagi.
Spotkanie z ptactwem i rdzą do tego stopnia pobudziło mą duszę poety, że postanowiłem uwiecznić ten obraz w rymach... Oto moje doznania, zamknięte w kilku strofach:
Tico w kurniku
W pewnej małej miejscowości, ktoś by rzekł, w tycim miasteczku
stało w błocie, więc upstrzone Tico w kurnym ogródeczku.
A że lato już za nami, czasem zimno, czasem dżdżyście
Kury w Daewoo zamieszkały, czuły się w nim ze#e#iście.
stało w błocie, więc upstrzone Tico w kurnym ogródeczku.
A że lato już za nami, czasem zimno, czasem dżdżyście
Kury w Daewoo zamieszkały, czuły się w nim ze#e#iście.
Kuchnia, co prawda na zewnątrz, by swobodnie ziarno dziobać
W środku za to miały WuCe, w bagażniku garderoba.
W garderobie pierza tony, w ubikacji ekskrementy
Tak to skończył nasz samochód - Koreańczyk, ten przeklęty.
W środku za to miały WuCe, w bagażniku garderoba.
W garderobie pierza tony, w ubikacji ekskrementy
Tak to skończył nasz samochód - Koreańczyk, ten przeklęty.
Co dla jednych zgrabnym autem, dla innych jeźdżącą trumną -
- z dopuszczeniem przez łapówkę, z niełamiącą się kolumną.
Warunkowo go do ruchu dopuszczono, wbrew logice
Bo minister się wybierał na wakacje za granicę
- z dopuszczeniem przez łapówkę, z niełamiącą się kolumną.
Warunkowo go do ruchu dopuszczono, wbrew logice
Bo minister się wybierał na wakacje za granicę
All inclusiv nie był tani, no i jeszcze jacht i porsche...
I tak w polskim NCAP nawet Volvo bywa gorsze
Ale, do rzeczy wracając - cóź tu po mnie? Myślę struty.
Kupy boję się jak ognia, w kupach całe mam już buty!
I tak w polskim NCAP nawet Volvo bywa gorsze
Ale, do rzeczy wracając - cóź tu po mnie? Myślę struty.
Kupy boję się jak ognia, w kupach całe mam już buty!
Ekolodzy mnie zlinczują, gdy odbiorę kurom kibel
Do kup kurzych się przykują z transparentem - na pohybel!
Śmierć handlarstwu, na brezencie ekofarbą też pomażą
Dręczyciela biednych niosek na ostracyzm eko-skażą.
Do kup kurzych się przykują z transparentem - na pohybel!
Śmierć handlarstwu, na brezencie ekofarbą też pomażą
Dręczyciela biednych niosek na ostracyzm eko-skażą.
Nie patrzę więc na te dziury, które w progach i w podłodze,
nie zaglądam też pod maskę - omijając miny chodzę.
Zmierzam ciągle w stronę auta, lecz mojego, nie z Korei
Myśląc o tym, jak tu ruszyć, by nie ugrząźć w kurzej brei.
nie zaglądam też pod maskę - omijając miny chodzę.
Zmierzam ciągle w stronę auta, lecz mojego, nie z Korei
Myśląc o tym, jak tu ruszyć, by nie ugrząźć w kurzej brei.
Uff, ruszyłem! Ocalony! Buty o trawę wytarte.
Z Tico jestem wyleczony - dla mnie Tico nic nie warte.
Na psychice mej odbiło piętno, niczym krwawe blizny.
Bym się w ptactwo nigdy nie pchał - nie ruszał ich ojcowizny.
Z Tico jestem wyleczony - dla mnie Tico nic nie warte.
Na psychice mej odbiło piętno, niczym krwawe blizny.
Bym się w ptactwo nigdy nie pchał - nie ruszał ich ojcowizny.
Nadziei jednak nie straciłem. Ten dzień nie mógł być aż taki zły - jeszcze czerwone E36 miałem umówione na popołudnie. Poranna wycieczka - około sto kilometrów - miała się odrobić z nawiązką.
Historia tego BMW była krótka. Początek jej datuje się na kwiecień 2012, kiedy to dwoje ludzi kupiło w komisie białą E36. Po przyjeździe do domu stwierdzili, że białe jest brzydkie i trzeba to jakoś zmienić, a że po remoncie elewacji zostało im wiaderko czerwonego akrylu, marnotrawstwem byłoby go nie wykorzystać...
Nie będę się rozpisywał o tym, jakie piekne było E36. Skoro już "porymowałem" raz, to czemu nie spróbować drugi... W kilku słowach zatem:
Kupiłem se Bete, nie patrząc na barwę
Pod domem żem ujrzał, że ona jest biała.
Biała jest do dupy, ale ja mam farbę
Chlusnę w furę z wiadra - już czerwona cała!
No cóż - parafrazując Juliusza Cezara - przybyłem, zobaczyłem, wy#pie#doliłem...
A skoro jestem już myślami w Rzymie, najtrafniej moje wczorajsze osiągnięcia oddaje inny cytat - "diem perdidi..."