poniedziałek, 17 września 2012

Na licytacji u komornika - czyli praczłowiek nie zawsze nosił broń

   Wielu z Was myśli pewnie, że samochód można kupić tanio u komornika, bo przecież przy pierwszej licytacji cena startowa wynosi 75 procent ceny oszacowania, a jeśli nikt auta nie kupi, za drugim razem startuje się od 50 procent. Też kilka lat temu tak myślałem. Żyłem nawet planami, że będę jeździł od licytacji, do licytacji i kupował, kupował, kupował, a potem sprzedawał, sprzedawał i zarabiał... Znajomy handlarz mówił mi co innego, ale ja tam wiedziałem swoje. Po pierwszej aukcji, w której wziąłem udział, moje wszystkie marzenia i ideały zakopałem głęboko w jaskini.
   Przeczytałem kiedyś ogłoszenie, że dnia tego, a tego, pod adresem ... odbędzie się licytacja ruchomości jakichś tam . Wstałem więc w wyznaczonym dniu wcześnie rano, ubrałem się  - normalnie, czyli w jeansy i jakąś bluzę, wsiadłem do auta i pojechałem na miejsce. Zaparkowałem jako jeden z pierwszych, koło mnie stało tylko jakieś Audi Q7. Pomyślałem: "oj, jacyś grubsi handlarze też się szykują na moje okazje".  Wyszedłem z auta i spojrzałem za bramę, w stronę głównej ulicy. Właśnie podjechał autobus miejski. Po chwili zobaczyłem tłum wylewający się z niego i zmierzający w moją stronę. Przez moment pomyślałem, że może gdzieś tutaj będą kręcić jakiś film, a to statyści właśnie dojechali. Widok ujrzałem mniej więcej taki, jak na rysunku:

  
  Kiedy przybysze o aparycji tych ze zdjęcia powyżej przeszli przez bramę i usłyszałem ich rozmowy, już nie miałem złudzeń. Tutaj filmu nikt nie kęci, choć towarzystwo jak z planu Epoki lodowcowej 8.  
Usłyszałem fragment rozmowy. Jeden neandertalczyk mówił do drugiego:
- Te, k#rwa, zapi****laj na górę pytać, a ja k#rwa ustawiam już frajerów.
Na co kolega z sąsiedniej jaskini:
- Sam se zadu#caj po tych k#rwa schodach! Będziesz tak ustawiał, jak ostatnio i ch#j z tego będzie!
   Kiedy już "nakarmiłem ducha" dialogiem dwóch jaskiniowców i zdałem sobie sprawę, że pozostali pasażerowie autobusu MZK, zmierzający tutaj, też mówią podobnie, używając tylko innego szyku wyrazów, zrozumiałem, że będzie śmiesznie. Moj ubiór - zwykły - kolidował mocno z ekstrawanckim stylem wszystkich przybyszów. Mam wrażenie, że te 30 osób umówiło się nawet w tej kwestii. Może to jakaś rodzinka chce się zmotoryzować, a że kupują ubrania w jednej hurtowni, to wyglądają podobnie?  Jedno jest pewne - teraz już wiem jak się ubrać, by było modnie - spodnie garniturowe (koniecznie takie, pamiętające jeszcze Bieruta), do tego długa, brązowa, brudna kurtka z  ekoskóry, wyplamiona łojem z ostaniego pieczenia mamuta, trepy nad kostkę, ale szerokie, żeby spodnie częściowo tam wcisnąć, a na głowie czapa futrzana, lub ewentualnie czapka z długim daszkiem. Niektóre osobniki (te, stojące niżej w hierarchii) ubrane były w różnokolorowe dresy. Całość wizerunku stada dopełniał kończony właśnie czterdziesty tego ranka papieros, zwisający każdemu z ust. Uczta dla oczu i nosa! Zastanawiałem się tylko, czy maczug zapomnieli w autobusie , czy też mają taką zasadę, że na licytacje jeżdżą zdemilitaryzowani...
   Po jakimś czasie podszedł w moją stronę jeden taki elegancik (ten dla odmiany miał odświętny dresik) i "rozmawia" do mnie:
- Ty tu po co?
- Po auta.
Odpowiadam grzecznie na to uprzejme pytanie.
- Jak na Avensisa, to tam jest leszcz, co płaci tysąca, żeby się od niego odpie***ić. Jest dziesięciu do podziału, będzie po stówie. Ten z drugiej strony chce Skodę. Daje dwa tysiące, żeby jej nie ruszać. Piszesz się na to? Bo jak nie to będziemy w górę jechać do bólu! Nie opłaca ci się. Chodź się tam dogadać.
   Nie do końca jeszcze łapałem te całe mechanizmy, ale powoli zaczynało mi się wszystko układać w głowie. Pomyślałem sobie, że właściwie, to ja już nie chcę ani Skody, ani Toyoty, a najbardziej, to nie chcę już tu być... Ale ciekawość zwyciężyła - zostałem.
   Zaczęła się licytacja - banda troglodytów oblazła komornika i zaczęła się przekrzykiwać. Tam na serio nie było ludzi cywilizowanych. Skakali sobie do oczu, wyzywali się. Jakiś gość, wyglądający jakby zrobił sobie wycieczkę z miejsca zamieszkania, czyli dworca PKP, licytował ciężarowego Mana do bólu, po to tylko, żeby odegarać się na innym, za to że się nie "dogadali". Osiągnął kosmiczną cenę, krzyknął, że biegnie do auta po dowód i pieniądze i ... tyle go widzieli. Nie dostał na flaszkę, to się zemścił i zwiał na peron. Licytacja pozostałych samochodów odbywała się w podobniej atmosferze. Ogólnie rzezcz biorąc, to chyba nikt się nie "podogadywał", bo bili się wszyscy jak wygłodniałe psy o kość, a samochody sprzedano w takich cenach, ze bez problemu znalazłbym ładniejsze i tańsze egzemplarze na Otomoto. Dla przykładu - nieodpalany od dwóch lat Avensis z 2007 roku "poszedł" za około 40 tys. zł. I jaka to niby okazja od komornika? Nie rozumiem. Czy to działa w ten sposób, ze człowiek jak widzi tłum bijący się o coś, to tak bardzo temu ulega, że za wszelką cenę chce przedmiot walki osiągnąć? Wygrał na tym tylko komornik i wierzyciele, bo przy takich cenach, po odliczeniu kosztów komorniczych, został dla wierzycieli pewnie jeszcze jakiś ochłap.
  
  Ja też z tego festynu coś wyniosłem:

- posiadłem cenną wiedzę antropologiczną, potwierdzającą istnienie praczłowieka oraz dowody na to, ze ewolucja nie zadziałała równocześnie dla wszystkich i są jeszcze na świecie osobniki nie do końca przekształcone. Prawdopodobnie trudnią się one handlem samochodami i ustawianiem przetargów (jak zauważyłem - nieskutecznym). Nie noszą maczug.

- utwierdziłem się w przekonaniu, że mój gust w kwestii ubrań jest jakiś taki pospolity i nijaki oraz nie mam w sobie nic z prawdziwego "biznesmena".

- zrozumiałem, że wyjazd na licytację komorniczą wiąże się tylko i wyłącznie ze stratą czasu, pieniędzy na paliwo i grozi nieodwracalnymi zmianami w psychice człowieka, który już (a przynajmniej tak mu się wydaje) ewoluował.

 P.S.  Jakieś skłonności masochistyczne sprawiły, że jeszcze dwa razy byłem uczestnikiem podobnego przedstawienia i stwierdzam, że na każdej licytacji można spotkać te same gęby.
  Wspomnianym wcześniej Q7 nie przyjechał żaden "rekin handlarstwa", tylko pan komornik.



19 komentarzy:

  1. :) Niezłe!
    Chamrze dzikusów zdecydowanie brakowało WODZA! Myślę że ktoś z iq w okolicy 70 poradziłby sobie z tą zaszczytną funkcją bez większego wysiłku.

    Po jakości wpisów wnioskuję że spełniałbyś wymagania z przysłowiową "górką", byś się chłopie zakręcił, trochę czasu zainwestował i już stówki wpadałyby do kieszeni jak się patrzy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie pozostaje mi nic innego jak się obrazić... Ja mam IQ troszkę większe niż 70. Tak koło 72 by się uzbierało ;-)

      Usuń
    2. khie he przeca napisałem że z górką :)

      *popr. Chmarze

      Usuń
  2. Około roku 2000 pracowałem w Katowicach na ulicy Gliwickiej, gdzie w jednym z komisów odbywały się takie właśnie licytacje komornicze. Mechanizm był dokładnie taki sam, jak opisałeś. Przyjeżdżały bandy próbujące "zarobić" na potraktowaniu Cię łagodnie. Mam wrażenie, że Ci sami ludzie teraz oferują punktom handlowym ochronę przed... nimi samymi.

    Dziwi mnie tylko jedno - dość dawno wprowadzono wadium, aby zapobiec tego typu zagrywkom. Obchodzili je posługując się "lewymi" dowodami osobistymi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszędzie wadium jest wymagane. Te licytacje były otwarte i każdy mógł wystartować, ale np. wzięcie udziału w licytacji u syndyka, w której uczestniczyłem kiedyś było obwarowane wpłatą wadium. Ci sami ludzie byli wtedy też na miejscu i "układali się", ale nie zauważyłem, żeby ktokolwiek brał udział w aukcji.

      Usuń
  3. Znakomita charakterystyka tych gości :) Wynajmuję biuro obok komorników i zawsze tego typu atrakcje ściągają ekipę do okien na lekcję socjologii czyli "chwilę relaksu z uśmiechem". Większą oglądalność ma tylko wtargnięcie na parking ciężarówki Biedronki w środku zimy na letnich oponach (choć swąd palonej gumy jest zdecydowanie lepszy przy innych okazjach).

    Pozdrawiam serdecznie - miło przekonać się, że handel samochodami nie leży tylko w rękach ludzi podobnych powyższemu opisowi. I to jeszcze w moim mieście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi letnimi oponami w ciężarówkach, nie jest do kończa tak jak piszesz. Zdecydowana większość opon do samochodów ciężarowych ma oznaczenia M+S. Używa się ich jako całoroczne. Na palcach jednej ręki policzyć można firmy, które mają osobne komplety opon na zimę i lato. Powodem jest olbrzymi koszt zakupu. W przypadku, o którym piszesz, raczej problemem są łyse opony i lekki towar na samochodzie. Są sytuacje, gdzie w ciągnikach siodłowych nawet nowe opony i łańcuchy na kołach nie pomogą. A smród palonej gumy świadczy tylko o całkowitym braku umiejętności kierowcy. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. no teraz to juz chyba do rossmana raczej ta ciężarówka będzie przyjeżdżała...

      Usuń
  4. Jaki z tego wniosek? Warto być komornikiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na co liczyć podczas licytacji skoro 50 nowych Renault Clio za 40 000zł po Amber Gold się rozeszło w niecały tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  6. uśmiałem się jak norka

    OdpowiedzUsuń
  7. ze stałych orangutanów pozdrawiam kolege w czapeczce...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlatego lepiej brać udział w licytacjach internetowych :)

    OdpowiedzUsuń
  9. a pamiętne pajero ? które w środku miało odznaki chodowli trzody chlewnej na które rzucili się jakby był to jedyny egzemplarz w polsce ha ha ha tak czy siak fenomen kurtki nito skórzanej jest wielki w połączeniu z na żylete prasowanymi spodniami alaBierut i zazwyczaj do tego w zależności od pory roku lekkie albo ciężkie gnojochody czyt. mokasyny za 15pln z targu ha ha ha aaaa i należy uwzglądnić drugiego osobnika = towarzysza zazwyczaj w kolorowym, szeleszczącym ruskim dresie ha ha ha

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłem na takiej licytacji, ale mieszkania - koleś tak samo powiedział. Obiecał każdej osobie nie biorącej udziału w licytacji 1500zł - było nas 10 osób - wywiązał się...

    OdpowiedzUsuń

  11. świetny blog humorystycznie ze swadą napisany i ze znajomością realiów
    samochodowego światka

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem,że sporo minęło od wpisów ale mam własne spostrzeżenia.Zacząłem od niedawna jeździć na licytacje (nie tylko samochodów)Ostatnio kupiony 2 dni temu Passat 2002r. TDI (czyli ulubieniec Polaków)Owszem,było na licytacji kilkunastu "oszołomów" rzucającymi tekstami typu "ale walony był,masakra" , "dobra dajemy 12 do 13tys" (kupiłem niewiele powyżej 10:))itd.Ja, jako nie stały bywalec, wygrałem bez większych problemów (ku zaskoczeniu starych wyjadaczy)Więc będę jeździł dalej:)) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. A czym od tego różnią się różne promocje w sklepach niektórych ogólnopolskich sieci handlowych ? Przychodzisz do sklepu w pierwszym oznaczonym dniu promocji jako pierwszy i ....towaru już nie ma ! Tłumaczenia najprzeróżniejsze ! Czyżby towar był był już u "praludzi" ? I nikt tego w Panstwie nie docieka z urzedu dlaczego takie , chociazby w tym względzie są nieprawidłowości ?

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)