sobota, 8 września 2012

Rodzaje kupców (Część 8)

   Mam Poloneza z gazem. To brzmi tak, jak - mam wrzody, ale do wyleczenia. Dostałem go w rozliczeniu za Berlingo, bo przecież nie kupiłbym go z własnej i nieprzymuszonej woli. Ten srebrny, budzący pierwotne instynkty bolid, to coś więcej niż Polonez, to według dowodu rejestracyjnego - Daewoo Fso Polonez Caro Plus! To maszyna, przy której wszyscy posiadacze Łady Samary i Skody Favorit wpadają w kompleksy. To wóz, w którym, żeby dojechać na "sesję zdjęciową" musiałem najpierw: napompować dwa koła, podłączyć porozłączane kabelki pod maską, zgasić pożar, który wybuchł po podłączeniu tych kabelków oraz dać na piwo menelom, którzy wprawili wehikuł w ruch za pomocą siły rąk i nóg (w skrócie popchnęli, żeby odpalił). Stuki i trzaski wydobywające się w czasie jazdy z wszystkich mechanizmów całkowicie wykluczają zaśnięcie za kierownicą. Ale do zdjęć dojechałem bez awarii i nawet wróciłem w jednym kawałku.
   A teraz do rzeczy. Dwa dni temu wystawiłem na jednym z serwisów ogłoszenie typu "tanio sprzedam" i od tego punktu zwrotnego w moim życiu boję się już odbierać telefon. Po kilkunastu rozmowach mam już profil "Kupca Na Poloneza". Tu musi być osobna klasyfikacja. Ten typ nie pasuje mi do żadnego innego.
Pierwsza rozmowa:
- Dzień dobry. Czy polonezik aktualny jeszcze?
- Dzień dobry. Aktualny
- Bo widzi pan, tak patrzę na niego i myślę sobie. Myślę sobie, czy by go nie kupić. Bo widzi pan, ja miałem kiedyś Poloneza. I tak z sentymentu do pana dzwonię. Nad morze polonezikiem jeździłem. Z cała rodziną i kupą bagażu! To takie wdzięczne autko było i nie palił nawet dużo. Jak panu pali?
- Na popych pali ! - odpowiadam już wstępnie zagotowany, ale rozmówca nie zarejestrował.
- I wie pan, raz mnie tylko zawiódł. Kiedyś pod Toruniem zagotował mi płyn. Ale to inne czasy były, ludzie jacyś życzliwsi. Znalazłem mechanika i on mi wtedy powiedział, że ...
... I taka rozmowa (monolog bardziej) trwała jeszcze 15 minut. Gość się wygadał, nie zapytał o auto i powiedział, że przedyskutuje sprawę w domu i jakby coś, to będzie jeszcze dzwonił. Zapisałem jego numer w telefonie jako "NIE ODBIERAĆ 1".
   Kolejny telefon. Po wymianie uprzejmości słyszę:
- Bo widzi pan, ja mam takiego Polonezika, tyle że kombi. Hmm... i zadowolony z niego jestem bardzo. Tylko most tylny nie wytrzymuje. Mam już trzeci most i ten też już jest zepsuty. ja wiem, że te usterki można wyeliminować. Wystarczy podkładki dystansowe założyć i problem znika, ale mi się ciągle nie chce tego zrobić. No i delikatnie mi korozja wychodzi. Ale walczę z nią systematycznie. Papierkiem przetrę, podmaluję minią i już jest ładnie... I powiem panu, że nie pali mi dużo. W dziesięciu gazu się mieści w cyklu...
... I po wysłuchaniu wszelkich raportów usterkowości i spalania, usłyszałem, że pan przedyskutuje sprawę z małżonką i jakby coś, będzie dzwonił. Mam więc już w książce telefonicznej kolejny zapis, tym razem "NIE ODBIERAĆ 2".
    Identycznych rozmów tylko tego dnia było jeszcze kilka. Po godzinie 20:00 (zawsze piszę w ogłoszeniach, że telefony odbieram do 20:00), poczułem się już w miarę bezpiecznie. Nic bardziej mylnego. O godzinie 23:03 słyszę dźwięk mojej starej Nokii! Nie do wiary, że ktoś może być do tego stopnia bezczelny! Dostosowuję się do poziomu kultury dzwoniącego i zrzucam połączenie. Napisałem smsa o treści "prosze zadzwonić w normalnej porze". Otrzymuję odpowiedź: "Ja w sprawie poloneza, jestem akurat w mieście i chciałbym zobaczyć". Już nie zareagowałem. Sprawdziłem tylko, czy w ogłoszeniu nie pomyliłem się i nie napisałem -  OD 20:00 zamiat DO 20:00. Nie, wszystko OK, to tylko pan dzwoniący miał problem z czytaniem ze zrozumieniem, albo czekał na pociąg i chciał jakoś zabić czas (miałem taką sytuację kiedyś), więc dzwonił z myślą, że dojadę na dworzec i zanim będzie miał odjazd pociągu opowie mi swój życiorys. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, koleś nie zadzwonił na drugi dzień. Był ewidentnie mocno zainteresowany Polonezem, ale pewnie ktoś inny - jakiś konkurencyjny "Polonez 24h", dojechał i odebrał mi klienta do psychoanalizy. Trauma pozostała do dzisiaj...
   Tak więc "Kupiec Na Poloneza" to ktoś, kto nie chce Poloneza. Ktoś, kto nie chce żadnego auta! To człowiek sentymentalny, człowiek, który dusi w sobie wspomnienia, prawie eksploduje pod ciśnieniem tych wspomnień, a że żona warczy po nim jak po psie i za ch**a nie chce go słuchać, on wybiera sobie ofiarę w serwisie ogłoszeniowym i doznaje wręcz erotycznych uniesień w trakcie powolnego raczenia słuchacza historią swego życia, niuansami swej motoryzacyjnej przeszłości. Taki klient dzwoni oczywiście w najbardziej odpowiednich momentach - kiedy stoisz w kolejce do kasy w sklepie i właśnie trzeba płacić i pakować zakupy, kiedy szukasz w mieście jakiegoś adresu, nie masz nawigacji i musisz się skupić, bo od jakiegoś już czasu krążysz bez sensu... To tylko potęguje mą miłość do tego rodzaju "dupotrujów".
   Czekam więc na kogoś, kto zadzwoni i powie mi, że potrzebuje Poloneza do dowożenia cementu na budowę i niekoniecznie będzie mi przy tym chciał opowiedzieć jak to pod Suwałkami, w 1985 roku zapchał mu się gaźnik i w związku z tą awarią, wyszło jeszcze....
  Ratunku!!!!



                                                                            ******
Porad psychologicznych udzielamy w dni powszednie w godz. 8:00 - 20:00

12 komentarzy:

  1. Boskie! Prosimy o więcej, najlepiej w formie książki do poczytania na długie wieczory :)

    PS. "(...) niuansami swej motoryzacyjne przeszłości." Zjadło "j".

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-) Dziękuję bardzo. "j" dopisane. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama mam wiele wspomnień z Polonezem Caro Plus ;)
    Tak na poważnie, fajny blog, pomimo tego że się samochodami nie interesuję przyjemnie się go czyta.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez ten blog, nie mogę się najeść! Wszystko co włożę do otworu gębowego prędzej czy później kończy na monitorze.
    Z niecierpliwością czekam na więcej (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałem Poloneza Caro ale nie Plusa. Rocznik 1994 - BEZ wspomagania - zadzwonię jutro to Panu o nim opowiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja na szczęście takich doświadczeń nia miałem jak 3 lata temu sprzedawałem Poloneza swojej żony (wtedy dziewczyny) - wręcz odwrotnie! Po wstawieniu ogłoszenia jedna osoba zadzwoniła, że bierze bez oglądania, tylko musi pieniądze skombinować - niestety o 2 dni za długo kombinował. W międzyczasie był jeden "wybrzydzacz" (z góry było widać że auta nie weźmie)... Następnie przyjechał Pan, który po baaardzo pobierznym obejrzeniu Poldka wziął go od ręki, bez jazdy testowej. :) Po prostu błyskawica, może cena była za niska...? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam na kolejny profil pt. "dziadek-grzyb z sentymentem do skody" :>

    OdpowiedzUsuń
  8. to nalepsze SełoZaplecze jakie widziałem (jestem ciekawy czyja to sprawka), zabawnie a autor z doskonałym copy i talentem do blogowania :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedny :) Ja znam kilku świrów, którzy Polonezy kochają pomimo sterowności cegły i właściwości aerodynamicznych pancernika. Nie zniechęcaj się ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zapomnę, jak sprzedawałem ATU+. Dzwoniący jeszcze przed "Dzień dobry..." zaczynali od zdania "...a ile Pan opuści z tej ceny?...", nie mówiąc już o jakimkolwiek oglądaniu auta. Ale sprzedało się ciekawie. Zadzwonił (powtórnie) jeden z zainteresowanych twierdząc, że wsiada właśnie w pociąg relacji Łódź - Warszawa i prosi tylko to, żeby go odebrać z Dworca Centralnego. Przejażdżka z dworca do mojego warsztatu wystarczyła, żeby podpisać umowę k/s...

    OdpowiedzUsuń
  11. Polonez już znalazł nabywcę? :)

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)