Polska to piękny kraj, tylko ludzie jakoś się nie lubią. Pomijam tu kwestię zawiści - o tym pisałem w panegiryku na temat mojego sąsiada - Szanownego Pana Urzędnika Niskiego Szczebla (szykuję się na rozmowę z nim, ale kanałami się spryciarz przemieszcza, bo za nic go spotkać nie mogę. Póki co, wydzwania do wspólnoty mieszkaniowej, że zakrywam kratki wentylacyjne w garażu. Chce mnie zmusić, żebym zimą tam nie siedział i nie świecił światła. Daleko sięga w swych planach strateg! A ja zimą kratki i tak zakryję, a jak to nie pomoże, kupię sobie taką dmuchawę, że bidokowi światło w mieszkaniu zgaśnie, a grzały będą nawet przewody w ścianach). Ale do rzeczy - kiedy byłem w UK przestrzegano mnie nie przed czarnymi, żółtymi, nie przed Anglikami, Niemcami, tylko przed kim? Oczywiście przed naszymi ukochanymi rodakami! Tylko ich wskazywali moi znajomi - już obeznani w budowlano-zmywakowej rzeczywistości (żeby nie było - nie wyśmiewam się! A ja tam przez prawie rok, to niby prezesem Rolls Royce'a byłem?). Tak więc zmierzam tą krętą, pełną przystanków drogą do tego, że Polacy robią drugich "w jajo" na każdym kroku, a szczególnie tyczy się to sprzedaży samochodów. Chyba każdy, jadąc oglądać auto zastanawia się, na czym sprzedający chce go, potocznie mówiąc wyj***ć. I każdy myślący w ten sposób ma niestety rację. Ktoś pomyśli, że ja jadąc po auto nie mam możliwości wtopić? Że ja wszystko znajdę, odkryję i zdemaskuję każdą próbę oszustwa, bo się znam? Nieee, nic bardziej mylnego. Auta oglądamy dokładnie, ale w te kilka- kilkanaście minut nie ma możliwości wszystkiego dojrzeć. A czasem zgubi pewność siebie i rutyna...
Z rozbawieniem wspominam wydarzenie, kiedy z kolegą pojechaliśmy po E36 coupe. Nie było za bardzo czym handlować, w interesie cisza, a tu nagle trafia się BMW 320 coupe! No to ogień po beemkę! Przyjechało dwóch cwaniaków, znawców ( o nas mowa oczywiście, nie o sprzedającym - ten był miłym młodym kolesiem, z wypisanym na twarzy "wiem, ale nie powiem"). Pogrzebali, wleźli w błoto, zobaczyli, że podloga w bagażniku w końcowej fazie biodegradacji, progi tez już w stadium zaniku, tu i tam pęka kit, ale dogadaliśmy się z gościem zgodnie z hasłem "płacimy (k***wa!) najlepiej". Dostal gotówę do ręki, a my w drogę. Podjechaliśmy najpierw pod dom, a tam przyplątał się wujek. Kiedy zobaczył naszą betę, natychmiast odmłodniał o 20 lat, przeczesał czuprynę, wsiadł za kierownicę w swoich kubotach, odpalił i poszedł jak przeciąg po osiedlu. Wrócił za 2 minuty z rozwalonym rozrządem. Pękł ślizg łańcucha. Auto dałem do mechanika. Najbliżej było do pana Henia, który zobowiązał się je naprawić . Tak naprawił, że jazda tym "bolidem" bardziej przypominała jazdę parowozem. Ledwo dotoczyłem się tym do Krakowa i dopiero tam ustawiono mi rozrząd i BMW zaczęło jeździć. O kosztach nie wspomnę.
Bordową E36 miałem juz jakieś trzy tygodnie. Kiedyś siedząc w środku i czyszcząc podsufitkę, zorientowałem się, że przez szyberdach, który od początku uważałem za szkalny, przyciemniony (z zewnątrz był taki jakiś ciemny), nie da się zobaczyć nieba. Od środka była normalna tapicerka, nieodsuwalna i ani śladu szyby! Wyszedłem z auta i wtedy zauważyłem, że otwierany dach jest koloru - zielony metalik! To był dach nie z tego auta, blaszany. Po tym odkryciu utwierdziłem się tylko w przekonaniu, ze minąłem się z powołaniem - powinienem zostać agentem wywiadu. Taka spostrzegawczość dawałyby mi jak nic dobrą posadę w naszym CBŚ. Wszystkie śledztwa ruszyłyby do przodu! Zacząłem więc baczniej przyglądac się naszej "laleczce" i w szybkim tempie zorientowałem się jaki złom kupiliśmy i jak go przepłaciliśmy. Tam zepsute i brzydkie było wszystko... Gość, który nam to sprzedał do dzisiaj pewnie zastanawia się, o co chodziło z tymi dwoma Św. Mikołajami, którzy go nawiedzili i wzięli te "zwłoki" za takie pieniądze. Dobrze, że po ten samochód przyjechał do mnie kupiec zza wschodniej granicy. Przynajmniej oczyściłem nasze drogi z jeżdżącego (jeszcze) wraku.
Kolejnym "zimowym kwiatkiem" przepłaconym był pewien Fiacik. Mróz był duży więc nie chciało się nam schylać i patrzeć na podłogę, nie chciało się nam nawet odpalać samochodu, tak było zimno! Bardzo miły, uczciwie wyglądający, starszy pan wzbudził bezgraniczne zaufanie kolegi, który oglądał auto. Staruszek zapewniał go o świetnym stanie technicznym, zdrowym podwoziu i tak dalej, i tak dalej. Skoro pan wyglądał niemal jak aniołek, a było tak zimno, kolega uznał, że nie ma co sprawdzać - z zewnątrz piękny, to i reszta taka pewnie będzie. A tu niespodzianka... Po zakupie i przejechaniu kilku kilometrów zapaliła się kontrolka od układu chłodzenia - uszczelka pod głowicą zakonczyła swój żywot. I to nie teraz, a dużo wcześniej. Bardzo miły, uczciwie wyglądający, starszy pan wiedział o tym doskonale! Następnie okazało się, że cały silnik nadaje się na złom, później jeszcze wyszło na jaw, że podłoga i progi trzymają się tylko na fabrycznej konserwacji, a wisienką na torcie była w tym przypadku wyjąca skrzynia biegów. Kupiliśmy więc złom, w cenie ładnego samochodu. I znowu zgodnie z hasłem "płacimy (k***wa!) najlepiej".
Jak więc widać - można mieć pojęcie o samochodach, znać się na nich w miarę dobrze, a i tak w naszym kochanym kraju, pełnym szczerych i uczciwych obywaleli, prędzej czy później zamkniesz na sekundę oczy i właśnie w tej sekundzie ktoś cię wyroluje! Bo Polacy nie lubią się nawzajem. Bądźcie zatem czujni...
P.S. Dzisiaj rano obudziłem się z szarlotką we włosach i na klawiaturze, otwartym komputerem, nieskończonym tekstem... Niestety, ale tryb pisania od 01:00 do 3:00 nad ranem w tym przypadku mnie zgubił, stąd tekst dopiero teraz publikuję. Dopisałem w wolnej chwili - za ewentualne błędy i niską jakość merytoryczną serdecznie Szanownych Czytelników przepraszam. Dzisiaj w nocy wypiję mocniejszą kawę :-)
To może warto zmienić godzinę pisania? :D Da się wyspać kładąc się o 3? ;)
OdpowiedzUsuńDa się wyspać ;-) Gdybym chciał pisać wcześniej, nie byłoby raczej szans na w miarę regularne wpisy. Zawsze coś odciągnie od komputera, a tak mam święty spokój i mogę sobie spokojnie usiąśc i się skupić.
UsuńPiękna historia, małolat od trójki do dziś pewnie po każdym 5 kielichu zaczyna opowieść o tym jak wydymał dwóch starych wyjadaczy :D he he ale cóż zrobić w takich realiach przyszło nam żyć i trzeba sobie z tym jakoś radzić.
OdpowiedzUsuńPamiętajcie moi mili że są w sieci miejsca.. /już kiedyś o tym wspominałem, reklamy uprawiał nie będę ;)/
Każdy wałek czy to cofka, czy "bezwypadkowy" rodzynek warto opisać, udokumentować i zostawić na wieki internecie. Jak za jednym, drugim, piątym pociągnie się smród to może reszta się zreflektuje. A jak nie kijem go to pałą.
Pozdrawiam
Mimo, że ten felieton dotyczy nieuczciwych prywaciarzy, to jednak to handlarze dzierżą prymat w "robieniu w konia".
OdpowiedzUsuńDwa ektremalne przykłady:
a) BMW M5 2006r.:
http://autokult.pl/2011/05/08/dlaczego-warto-sprawdzac-numer-vin
b) BMW 530i 2003r.:
http://www.bmw-klub.pl/forum/viewtopic.php?f=44&t=188769
Pozdrawiam autora. :) Bardzo fajny blog.
Wierny czytelnik
W E36 nie było szklanych dachów więc pewnie typkowi zgnił i wymienił, tylko z kolorem nie utrafił ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie widziałem jeszcze e36 ze szklanym dachem, ale ogladając nawet się nad tym nie zastanawiałem ;-) No, z kolorem to się machnął trochę.
UsuńDziś będąc w pracy słuchałem klientów chcących wybrać się po jakieś auto - zero pojęcia o motoryzacji więc zdecydowali się na pomoc pana "Edka". Sytuacja, która był opisana wcześniej w pańskim poście.
OdpowiedzUsuńZ fiatem podobną historie miałem: zima, śniegu co prawda nie było ale błoto i ciemno się zrobiło bo szanowny sprzedający musiał jeszcze jakaś ważna sprawę załatwić. No i pobieżnie oglądnięty Fiat został zakupiony - silnik dzwon ale.... na drugi dzień na kanał wjeżdża żółte seicento sporting - chce podnieść podnośnikiem tylne koło a tu nie ma do czego :D wskakuje do kanału a tam trwoga - nie ma progów od połowy do tyłu, dziura w podłodze i wiszący tłumik - pociągnąłem bo nie chciał zejść z wieszaka i zszedł - razem z fragmentem podłogi bagażnika.
OdpowiedzUsuńWkrętak w dłoń i dziabiemy w progi a tam piękne woreczki wypełnione gąbką i szmatkami. I pogratulować zakupu a żeby było śmieszniej kupował mechanik z lakiernikiem.
Od tej pory nikomu nie wierzę hehe - taki miły chłopaczek sprzedawał - że niby na wesele potrzeba funduszy itp. itd.
To coupe bardzo podobne do mojej ;] (a szklanych szyberdachów w E36 niestety w ogóle nie robili - były tylko metalowe uchylno-rozsuwane ;] ). W każdym bądź razie ja sobie kiedyś sprawiłem takiego Opla Kadetta - po tym jak dojechałem nim do domu nigdy więcej nie udało się już go odpalić:} Skończył pół roku później na szrocie w Rybarzowicach.
OdpowiedzUsuńTaka to była okazja ;]
To coupe z pewnością było o wiele lepsze niż Twoje! Ty na 100 procent nie masz chłodzenia kanapek w bagażniku strumieniem świeżego powietrza i błota, nie masz na wyposażeniu rodzinki krasnali, uwieszonej pod autem z młotami pneumatycznymi i za ich pomocą informującej Cię, że asfalt ma braki w ciągłości... I wielu innych rzeczy też nie masz! A ja miałem, tralala... ;-)
Usuń