wtorek, 31 lipca 2012

Rodzaje kupców (Część 3)

"Poszukiwacz przebiegu" to taki osobnik, dla którego wskazanie licznika jest jedynym i najważniejszym wyznacznikiem przy zakupie auta używanego. Jego pierwsze pytanie przez telefon, to pytanie o przebieg. I sprzedający na tym etapie najczęściej ponosi już porażkę. Jakikolwiek nie byłby przebieg, a mowa to o przebiegach realnych przy samochodach kilku i kilkunastoletnich, to wynik jest zły. Dla przykładu - 13-letnie punto nie może przekroczyć 100 tys km , 12-letni Hyundai Accent w bardzo dobrym stanie technicznym, ale z przebiegiem 200 tys. km i w cenie typu "najtaniej na allegro" jest nieakceptowalnym złomem, który nie jest wart nawet kilku impulsów telefonicznych, a 9-letnie Audi A4 1,9 TDI z przebiegiem 235 tys km (stale rosnącym, bo w użytkowaniu moim), wystawione do sprzedaży w najniższym pułapie cenowym, to zapewne też ruina, wołająca o wolne miejsce na złomie.
"Poszukiwacz przebiegu" jest o tyle dobrym klientem, że nie zabiera czasu. On i tak nie kupiłby samochodu. Na szczęście taki jegomość rezygnuje już po kilku sekundach rozmowy telefonicznej.
Jest to z kolei target dla sprzedających, których opisałem tutaj. I niestety, ale życzę udanych zakupów.

czwartek, 19 lipca 2012

Rodzaje kupców (Część 2)





- Dzień dobry, ja w sprawie BMW. Chciałem zapytać jak się panu to autko spisuje?
- Dzień dobry. Samochód jest sprawny, jak na swoje 19 lat nie jest w złym stanie. Wszystkie usterki opisałem w ogłoszeniu...
- A...ja nie czytam ogłoszeń. Chcę się zapytać ile latek pan to autko użytkuje?
- Proszę pana, ja zajmuję się handlem samochodami, co jest opisane w ogłoszeniu, a BMW mam od wczoraj.
- piii... piii...piii.. (odłożona słuchawka)


Tak zaczął się dzisiejszy dzień. To dzwonił kupiec posiadający "alergię na handlarzy". Taki ktoś rozmawia miło do czasu, aż się nie dowie, że rozmawia z "handlarzem" - czyli na pewno oszustem, złodziejem, kombinatorem itd. Kiedy już się zorientuje, (trudno to mu przychodzi, bo nie potrafi czytać ze zrozumieniem ogłoszeń) że źle ulokował swoje kilkadziesiąt groszy za połączenie telefoniczne, kluczy jak może, by zakończyć rozmowę.
Wiem, że ludzie sprzedający używane auta sami sobie zapracowali na taką opinię i ciężko na nią pracują, ale czy to znaczy, że wszyscy muszą od razu być oszustami? Inną sprawą jest, że to popyt wymusza w tym przypadku podaż i jeśli jest olbrzymie zapotrzebowanie na rynku na 20-letnie auta z niski przebiegiem, na okazje cenowe bez rysek i wgnieceń, na 2-latki bezwypadkowe za pół ceny - to większość handlarzy stara się tym wymaganiom sprostać - wiadomo w jaki sposób. ALE TO NIE ZNACZY, ŻE WSZYSCY SĄ OSZUSTAMI!


Wbrew pozorom lubię kupców z "alergią na handlarzy". Rozmowa jest krótka, nie ma zawracania głowy. Taki ktoś i tak nie kupiłby ode mnie samochodu, więc nie tracę czasu.


P.S. Ja nie kupuję samochodów od handlarzy, tylko od prywatnych właścicieli. Proszę mi wierzyć, że większość "świętych prywatnych właścicieli" NIEŹLE OSZUKUJE I UKRYWA WADY !

środa, 18 lipca 2012

Rodzaje kupców (Część 1)

W mojej pracy mam styczność z dużą liczbą ludzi. Jak wiemy, społeczeństwo w przekroju to wielka różnorodność charakterów, temperamentów, zachowań. Klienci poszukujący auta stanowią również taka mieszankę, jednak mogę zaobserwować pewne zachowania charakterystyczne i  spróbuję je podzielić na kilka typów. Nadmieniam, że jest to mój własny, subiektywny podział, który może budzić kontrowersje. Zacznę od tych, którzy są niemile widziani i potrafią mniej lub bardziej podnieść ciśnienie sprzedawcy.

1. "Menażkowiec" - najbardziej znienawidzony przeze mnie rodzaj "Poszukiwacza Wędrownego". Ujawnia się wiosną i znika jesienią, wraz ze spadkiem temperatury zewnętrznej i wzrostem opadów. Zazwyczaj Menażkowiec wędruje w temperaturach 20 - 30 stopni Celsjusza. Cechy charakterystyczne - krótkie spodenki, trampki, klapki lub sandały (najczęściej do tego białe skarpetki wysoko nad kostkę), jasna koszulka lub koszula z krótkimi rękawami. Najbardziej typowe - przewieszona przez ramię mała torba typu "chlebak" (od niedawna popularna i często spotykana). Zawartość torby jest zazwyczaj taka sama - woda mineralna, kanapka, plik biletów MZK, kartka A4 lub notes z wypisanymi numerami telefonów, adresami i cenami samochodów przewidzianych na dzisiejszą "drogę krzyżową". Podróżnik ustala plan wycieczki za pomocą Google Maps i mapy połączeń MZK. Na każde auto ma kilkadziesiąt minut, w zależności od tego, o której umówił się z następnym sprzedającym. Podróżuje sam. Czasem posiada magnesowy miernik grubości lakieru  - jego oręże do obrony przed kupnem (elektroniczny miernik nie mieści się już w maksymalnie wypchanej menażce). Często nie wie nawet jak go używać.
Taki osobnik szuka okazji, czyli pojazdu tańszego o połowę od podobnych, ale bezwypadkowego, z minimalnym przebiegiem, bez rys i wgnieceń; kilkunastoletniego auta "bez śladów użytkowania". Nie zna się na autach, a cała jego wiedza na temat motoryzacji pochodzi z forum internetowego i wiadomości motoryzacyjnych. Wytyka więc wady, które tak naprawdę nie są wadami, szuka, szuka i nawet jak nic wielkiego nie znajdzie, to  i tak jest już rozgoryczony tym jakie złomy wszyscy sprzedają. Po godzinie oglądania patrzy na zegarek i stwierdza - "to ja do pana jeszcze zadzwonię, jakbym się zdecydował"  i z ulgą ucieka oglądać kolejny samochód - okazję za pół ceny. Ale on wie, że akurat ten kolejny, czekający na niego sprzedający pilnie potrzebuje gotówki, na 100 procent wyjeżdża też do pracy za granicą itd, itd. Mi pozostaje ulga, że pozbyłem się "czasoukradacza" i nawet kolejny raz potrafiłem być miły i uśmiechnięty...

poniedziałek, 16 lipca 2012

15-letni samochód bez śladów użytkowania

   Czy to jest możliwe? Oczywiście, że nie! Nawet gdyby samochód kilkanaście lat stał w garażu nieruszany, nie ma możliwości, żeby się nie zniszczył. Auto jest przedmiotem narażonym na wszelkiego rodzaju czynniki zewnętrzne, takie jak: zetknięcia z przeszkodami na drodze, deszcz, śnieg, grad, błoto, piasek, gwoździe zawistnego sąsiada i można tego wyliczyć jeszcze wiele... A dlaczego poruszam taki temat? Otóż znaczna część kupujących samochody używane ma do ich stanu tak wygórowane wymagania, że niewykluczone, iż auto nowe w salonie nie spełniłoby ich.
   Samochód kilkunastoletni, wg polskiego Kowalskiego - Menażkowca (wyjaśnienie tego określenia - przy okazji, w następnym wpisie), powinien mieć lakier w idealnym stanie, bez rys, odprysków i śladów korozji, przebieg nie powinien przekraczać 100 tys, km, no 160 tys. dla większego diesla to takie akceptowalne z łaską maksimum. Oczywiście sprzedawane auto powinno mieć świeżo wymieniony olej, rozrząd, filtry, klocki hamulcowe i, co przecież jasne, być o kilka tysięcy tańsze niż tzw. "inne na Allegro". 
   Przykład z ostatnich kilku dni - Fiat Punto z 1999 roku - stan jak w ogłoszeniu - idealny (wiadomo przecież, że idealny jak na 13-letniego Fiata!). "Oglądacze" stwierdzili, że ten egzemplarz odpada, bo: 
- ma na masce 2 odpryski od kamieni
- na tylnej klapie koło zamka na nalot rdzawy (około 2 cm - bez perforacji - świeży nalot)
- na bokach Punto ma kilka "wgnieceń parkingowych" tzn. śladów po otwieranych drzwiach innych pojazdów na ciasnym parkingu.
Po stwierdzeniu tych wad "Menażkowcy" wręcz uciekli w popłochu od  tego "złomu".

Cóż mi pozostało? Punto spisałem na straty,  ale za to swój samochód owinąłem dokładnie folią" bąbelkową" - używaną do pakowania np telewizorów i jeżdżę takim - bo przecież jak kiedyś będę chciał go sprzedać, to ktoś zauważy, że auto miało czelność uczestniczyć w normalnym ruchu drogowym, parkować pod hipermarketem, poruszać się po śniegu i deszczu....

OBŁĘD!

piątek, 13 lipca 2012

Dlaczego nie kupiłem dzisiaj Opla Vectry z 2008 roku

Zadzwonił dzisiaj do mojego skupu samochodów miły pan z ofertą sprzedaży Opla. Jego Vectra pochodziła z polskiego salonu, miała udokumentowaną historię, bezwypadkową przeszłość. Czteroletnie auto z mocnym silnikiem diesla, w wersji GTS - skórzana tapicerka, sportowy charakter, 150 koni mechanicznych - marzenie. W samochodzie wszystko było naprawiane na bieżąco i tylko w ASO Opla,  żaden element nadwozia nie był nigdy naprawiany, lakierowany. Mimo takich atutów musiałem sprzedającemu odmówić. Dlaczego? Niestety żyjemy w Polsce - kraju 15-letnich diesli z przebiegami rzędu 140 tys km, w porywach dochodzącymi do 180 tys, a  ten jakże zadbany samochód miał na liczniku już 240 tys km. Gdybym chciał takie coś dla siebie, nie zastanawiałbym się, natomiast kupując takiego Opla do dalszej odsprzedaży skazałbym się na posiadanie go przez wiele miesięcy.  Nikogo u nas nie obchodzi idealny stan techniczny - może być kupa złomu, byle na liczniku było "po polsku". Szkoda. Pewnie ktoś inny kupi auto, na bezczelnego skoryguje przebieg i sprzeda z zyskiem nieświadomemu i szczęśliwemu "poszukiwaczowi nieużywanego czterolatka". Najbardziej bawi mnie fakt, że ten, kto kupi to auto z cofniętym licznikiem, nawet nie popatrzyłby na nie przed "zabiegiem kosmetycznym".

P.S.
A mój sąsiad, który szuka takiej Vectry (chciałem dać mu namiar na sprzedającego) stwierdził: "Oj z takim przebiegiem, to to już długo nie pojeździ". Ręce się załamują...

Jak to z czasem przebiegi maleją...









   Praca w skupie samochodów używanych może być całkiem ciekawa. Różni ludzie oferują najróżniejsze samochody. Czasem nawet te same egzemplarze, tyle że w trochę zmienionej wersji. jakby młodsze...

   W pewien piątek odebrałem telefon od właściciela Toyoty Corolli 
 z Bielska-Białej. A że nasza firma działa dokładnie w tym rejonie zainteresowałem się pojazdem. Samochód w wersji kombi, srebrny, d4d, rok produkcji 2004, ciemne szyby, krajowy, bez wypadku i bez wad (tylko troszkę zaczynał rdzewieć nad przednią szybą). Właściciel twierdził również, że od początku jeździł tym autem w firmie i później je odkupił dla siebie. Oferta ciekawa. Hmm. Większą wadą był przebieg auta 285 tys km. Cena zaproponowana przez chcącego sprzedać była zbyt wysoka jak na takie wskazanie licznika. Niestety mojej wstępnej kwoty nie zaakceptował, więc kontakt się urwał. Pomyślałem sobie wtedy, że to nawet lepiej, gdyż miałbym duży problem z dalszą odsprzedażą Toyoty
 z takim stanem licznika (ktoś inny pewnie nie miałby żadnego problemu, tyle że my nie dotykamy przebiegu w żadnych samochodach).

   Minął dokładnie tydzień od tamtej rozmowy. Dzwoni telefon - jakiś nieznany mi numer. Głos w słuchawce: "
Panie, bo ja mam Corolle do sprzedania. Dokładnie to szwagier, ale on łapnął robotę na tirach i jeździ do Włoch i go nie ma, to prosił, żebym mu znalazł kupca na nią. Auto igła - kombi, srebrny, d4d, rok produkcji 2004, ciemne szyby, krajowy, bez wypadku i bez wad. Trochę rdza go łapie nad przednią szybą, a tak to igła."  Lampka czerwona zaświeciła mi w głowie. Zaczęła mi się ta rozmowa podobać. Pytam więc o przebieg. Odpowiedź: "Panie, dopiero dotarty - 140 tys km". Wtedy już wiedziałem , że muszę auto zobaczyć. Koniecznie!

   Widok na miejscu - oczywiście ta sama Corolla co tydzień temu (zlokalizowałem wtedy nieaktualne ogłoszenie ze zdjęciami na jednym z serwisów), w stanie AGONALNYM, nadająca się tylko na złom! Samochód miał kiedyś bardzo poważny wypadek - wstawiany był cały tył auta wraz z dachem. Wszystko to już gniło i się rozpadało, silnik pracował gorzej niż w niejednym Ursusie, środek wskazywał na przebieg rzędu 600 700 tys km. Wersja szwagra dotycząca historii auta brzmiała troszkę inaczej niż poprzednia wersja właściciela -  auto kupione w komisie 3 lata temu. Brak jakiejkolwiek dokumentacji.

   Kiedy sprzedający usłyszał ode mnie, co myślę na temat tego samochodu, jego przebiegu cofniętego na szybko o połowę (pytanie-czy pierwszy raz?) oraz takich przekrętów i oszustów jak on, nawet nie próbował obalić moich argumentów zasłaniał się pełną amnezją, nieznajomością auta, nieznajomością szwagra, chorobą mózgu, prześladowaniem przez WSI  i pewnie w pośpiechu szukał studzienki kanalizacyjnej, do której mógłby się schować. Chyba taką znalazł, bo kiedy na moment zająłem się czymś innym oszusta już nie było. Została tylko Toyota - nawet otwarta i z kluczykami w stacyjce.

   Ta historyjka niech będzie przestrogą dla wszystkich chcących kupić samochód. Dla mnie - zajmującego się zawodowo handlem autami, była to humorystyczna odskocznia od szarej codzienności. Tylko jedna rzecz martwi - ja znam się na samochodach, ale większość ludzi nie ma o nich zielonego pojęcia i pewnie ktoś naiwny już kupił już piękną Toyotę Corollę d4d z Bielska-Białej i wozi nią dzieci. Zgroza.

Szanowny Czytelniku tego tekstu, jeśli nie znasz się na samochodach, a chcesz kupić auto - poproś o pomoc kogoś, kto się na tym zna! Nie szukaj okazji i nie łudź się, że sprzedający "nie handlarz" jest wzorem uczciwości! Nasz skup aut czasem może pomóc. Ja kupuję auta od osób prywatnych i proszę mi wierzyć, że próby oszukania mnie notuję prawie przy każdym samochodzie! Jeśli mieszkasz w mojej okolicy - możesz się ze mną
skontaktować - pomogę ci wyeliminować "złom". 


Skup samochodów Bielsko