czwartek, 13 września 2012

I znowu wycieczka... (krótki tekst, bo czasu dzisiaj brak)

To również nie jest zdjęcie auta, o którym mowa w tekście.
  

   Czasu mam dzisiaj niewiele, więc będzie krótko i chaotycznie. Rano muszę wstać o 6:00, bo ruszam po Seata Ibizę, więc pisanie do 3:00 odpada. Mam nadzieję, że Ibiza "w tedeiku, z szybami w korbie, na ładnej feldze" ;-) nie okaże się taką niespodzianką, jak dzisiejszy Mercedes. Otóż zadzwonił do mnie właścicel W202 (mam sentyment do tego auta) i zaproponował sprzedaż swego kombi. Auto już niemłode, ale "w gazie, w klimie, szyby w prądzie, w skórze" (jest bełkot nie? Jak to komuś przez gardło przechodzi?) No więc, tłumacząc na język polski... albo nie będę i tak wszyscy wiemy, o co chodzi. Cena samochodu była do zaakceptowania. Wady wymienione przez sprzedającego to: uszkodzony zderzak z przodu i przygięty pas przedni, przez co nie domyka się maska. Pomyślałem, że to nie jest źle i pojechałem. (90 kilometrów w jedną stronę). Na miejscu okazało się jednak, że pan wymienił uszkodzenia, ale w pierwszym zdaniu stustronicowego raporu zniszczeń, koleś doznał amnezji i tym sposobem do listy doszły jeszcze takie pozycje jak: rozwalony zderzak z przodu  (jak informował dzwoniący), ale żeby ten element nie poczuł  się osamotniony, to zderzak tylny wyglądał podobnie, złamana maska, grill, poza tym jeszcze pogięty błotnik prawy przedni, lewy tylny, drzwi prawie wszystkie, pas tylny, a opony w takim stanie, że nie nadawałyby się już nawet do palenia gumy - zamiast dymu leciałyby iskry, bo z każdej opony wystawały druty. Właściwie, to poza dachem nie było tam nietkniętego elementu. Przebieg duży, ale i tak o wiele mniejszy niż w moim byłym W202 w 2008 roku, w chwili sprzedaży. Mój Mercedes w środku wyglądał jak nowy przy 300 tys. km, ten - lepiej nie komentować, a 280 tys. miał na zegarze. A co najciekawsze, to samochód (o czym mi koleżka też "zapomniał" powiedzieć był kiedyś taksówką (w Polsce - więc przynajmniej nie "budyń"). Auto tak "dojeżdżone" i umeczone, że aż smutno się człowiekowi robi. A ten smutek potęguje jeszcze fakt prawie dwustukilometrowej wycieczki, dodatkowo połączonej z haraczem dla Stalexportu.
   Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - jak koleś od W202 nie boi się tak kłamać przez telefon... Przecież zjawi się u niego ktoś bardziej porywczy i może kiedyś oberwać, bo nakłamał podobnie jak właściciel Alfy GTV z mojego ostatniego tekstu. Ale przynajmniej Gienków i Mietków nie było w pobliżu, więc mogłem na miejscu wyrazić swoje zdanie na temat auta i nikt nie kazał mi myśleć inaczej...
  

P.S. I tak oto oczy zamknęły się przed kliknieciem "opublikuj". Publikuję zatem i jadę ;-)

19 komentarzy:

  1. Może przez telefon trzeba się umawiać, że Mietka i Gienka bierzesz ze sobą i jeśli wbrew zapewnieniom samochód trzeba solidnie wyklepać, to oni na miejscu wyklepią. Niekoniecznie samochód. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. brakuje mi tu wstawek zdjęciowych :)

    reszta fajna choć może zamiast codziennie coś skrobać to zrobić większy interwał czasowy i dawać "porządniejsze" wpisy???

    PePe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenna uwaga. Ale już niebawem będę musiał zwolnić tempo pisania. Dojdą nowe obowiązki :-) i już nie będzie tyle czasu...

      Usuń
    2. Gratulacja. Chłopiec czy dziewczynka? ;)

      Usuń
    3. Dziękuję :-). Córeczka tatusia będzie :-)

      Usuń
  3. A próbowałeś kiedyś sam jechać z jakimś Gienkiem i Mietkiem po auto? Nie po to, żeby kogoś uszkodzić, bo to kryminał, ale po to żeby zobaczyć reakcję sprzedawcy-bajkopisarza.
    Ja byłem wiele razy z braćmi oglądać auto. Trzech dwumetrowych "klientów" sprawia, że niektórzy (nie wszyscy) tracą pewność.
    Parę razy oglądałem też samochody ze szwagrem policjantem. Niewinna uwaga w trakcie oględzin o przynależności do "firmy" zazwyczaj sprawiała, że auto dało się kupić dużo korzystniej...
    Pozdrawiam i czekam na dalsze wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce mi się bawić w takie coś. Ryzyko, że się przejedziemy na marne jest zawsze i jest wkalkulowane. My działamy kulturalnie i grzecznie ;-)

      Usuń
    2. Co do tego nie mam wątpliwości. Ja też zabierałem braci, czy szwagra dlatego, że znają się na autach i lubią jeździć na "oględziny", ale często wyglądało to jakbyśmy przyjechali "całą bandą" w wiadomym celu.

      Usuń
  4. "Budyń" mnie rozbroił :D
    Swoją drogą jak ktoś nie miał okazji być w niemcach to może nieźle się wtopić kupując byłą taksówkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten budyn, to czesto naklejka i mozna ja sciagnac a pod nia masz wtedy praktycznie idealny lakier. Gorzej, ze kupujacy sie pozniej nie zorientuje po kolorze, ze to byla taxi ;)

      Usuń
  5. Zobaczysz kolego że wyjdzie ci na stare lata to spanie przed monitorem. Po wnuczka się nie schylisz żeby go wziąć na barana. Jak już musisz to publikuj w łóżku, albo na materacu na podłodze. Poważnie mówię ;) powodzenia z Ibizą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młode lata już chyba i tak za mną. Zazwyczaj piszę leżąc i temu właśnie zdarza mi się zasnąć;-) , więc może nie będzie tak źle z kręgosłupem... A Ibiza znośna była, więc kupiona :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Może zacznij umawiać się na oględziny w ten sposób:
    http://www.youtube.com/watch?v=BXCJmN-Koeo
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. proponuję przez telefon rozmawiać sposobem : kupno ze szwagrem - http://www.youtube.com/watch?v=BXCJmN-Koeo , może następny sprzedający się przez chwilę zastanowi i powie prawdę , pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. a ktoś mnie uprzedził , za długo czytałem :) sorki i pzdr

    OdpowiedzUsuń
  9. gdzie je nowy wpis ja sie pytam

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja się zastanawiam, czy nie lepiej kazać przyjeżdżać sprzedającym do sieibie - raz że dla nie to akcja jednorazowa, bo oni nie jeżdżą stale po auta, więc nic im sie nie stanie,jak sobie przyjadą raz, a dwa, że się 5x zastanowi czy komuś wpychać gruchota przed zbędną jazdą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygoda Klienta najważniejsza. A że tarafiają się też tacy... trudno.

      Usuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)