wtorek, 23 października 2012

Tico w kurniku


   Wczorajszy dzień zaczął się byle jak. Mały Nieśpioch zasnął około 1:00, następnie przez 2 godziny czytałem, by zasnąć o 3:00 nad ranem. Wszystko byłoby w normie, ale o 6:00 zaplanowałem sobie pobudkę - umówiłem się bowiem na 8:00  z właścicielem bolidu, o jakim każdy z Was pewnie marzył i o jakim wielu śni do dzisiaj. Ja miałem swoje marzenie spełnić rano - po trzech godzinach snu. Ów bezkompromisowy bolid, to coś, co dopuszczenie do ruchu w naszym kraju otrzymało niegdyś warunkowo (czytaj - Xeng Lao Dup zapłacił komu trzeba i dostał papierek), ponieważ nie wyposażyła go fabryka w łamaną kolumnę kierowniczą. Swoją drogą - co znaczy "warunkowe dopuszczenie do ruchu"? Czy oznacza to, że kierowca może poruszać się w promieniu stu metrów od domu? ( Ja bym sie tym dalej nie wybierał)  Czy auto takie powinno mieć jeden bieg, by zapobiec rozwinięciu prędkości większej niż  20 km/h? Czy kolumnę kierownicy ktoś poprosił, by warunkowo nie zabiła kierowcy w razie wypadku? Paranoja jakaś... Ale "w Polsce żyjemy drodzy Panowie.." (i Panie).
   Tico, bo o nim wcześniej była mowa stało sobie obok kurnika. Tak szczerze mówiąc - nie wiem co było ładniejsze - koreańczyk, czy zbity z desek domek dla kur. Miało być niezgnite. Już w trakcie rozmowy telefonicznej mocno mnie ta cecha zastanowiła, ale skoro właściciel z taką pewnością to stwierdzał, uznałem, że jakiś ewenement zobaczę na miejscu. I zobaczyłem... Coś, co progów, drzwi i podłogi nie miało już od lat. Nawet kur nie można by tam trzymać, bo uciekłyby z pozamykanego auta przez dziury w nadwoziu. Co większe kratery załatane były kawałkami blachy ... przykręconej blachowkrętami! Działanie antykorozyjne miała zapewnić zielona farba, która pewnie została po malowaniu płotu, i którą ktoś pomazał skorodowane miejsca. W środku - kurnik. Podejrzewam, że ptactwo domowe nieraz tam nocowało, a już na sto procent używało samochodu jako ubikacji. Zgroza! Zapytałem tylko niedoszłego "pozbywcę", dlaczego nie powiedział mi, że takie coś zobaczę na miejscu... Nie czekałem na odpowiedź. Już myślami byłem przy Megane Coupe, które miałem obejrzeć dwadzieścia kilometrów od zagrody.
   Pan od Renault jednak nie odbierał telefonu. A umówiliśmy się... Na smsa też nie raczył odpisać. No coż, sprzedał komu innemu, ale już na poinformowanie o tym zbrakło odwagi.
   Spotkanie z ptactwem i rdzą do tego stopnia pobudziło mą duszę poety, że postanowiłem uwiecznić ten obraz w rymach... Oto moje doznania, zamknięte w kilku strofach:


Tico w kurniku

W pewnej małej miejscowości, ktoś by rzekł, w tycim miasteczku
stało w błocie, więc upstrzone Tico w kurnym ogródeczku.
A że lato już za nami, czasem zimno, czasem dżdżyście
Kury w Daewoo zamieszkały, czuły się w nim ze#e#iście.
 
Kuchnia, co prawda na zewnątrz, by swobodnie ziarno dziobać
W środku za to miały WuCe, w bagażniku garderoba.
W garderobie pierza tony, w ubikacji ekskrementy
Tak to skończył nasz samochód - Koreańczyk, ten przeklęty.
 
Co dla jednych zgrabnym autem, dla innych jeźdżącą trumną -
- z dopuszczeniem przez łapówkę, z niełamiącą się kolumną.
Warunkowo go do ruchu dopuszczono, wbrew logice
Bo minister się wybierał na wakacje za granicę
 
All inclusiv nie był tani, no i jeszcze jacht i porsche...
I tak w polskim NCAP nawet Volvo bywa gorsze
Ale, do rzeczy wracając - cóź tu po mnie? Myślę struty.
Kupy boję się jak ognia, w kupach całe mam już buty!
 
Ekolodzy mnie zlinczują, gdy odbiorę kurom kibel
Do kup kurzych się przykują z transparentem - na pohybel!
Śmierć handlarstwu, na brezencie ekofarbą też pomażą
Dręczyciela biednych niosek na ostracyzm eko-skażą.

Nie patrzę więc na te dziury, które w progach i w podłodze,
nie zaglądam też pod maskę - omijając miny chodzę.
Zmierzam ciągle w stronę auta, lecz mojego, nie z Korei
Myśląc o tym, jak tu ruszyć, by nie ugrząźć w kurzej brei.
 
Uff, ruszyłem! Ocalony! Buty o trawę wytarte.
Z Tico jestem wyleczony - dla mnie Tico nic nie warte.
Na psychice mej odbiło piętno, niczym krwawe blizny.
Bym się w ptactwo nigdy nie pchał - nie ruszał ich ojcowizny.


   Nadziei jednak nie straciłem. Ten dzień nie mógł być aż taki zły - jeszcze czerwone E36 miałem umówione na popołudnie. Poranna wycieczka - około sto kilometrów - miała się odrobić z nawiązką.
   Historia tego BMW była krótka. Początek jej datuje się na kwiecień 2012, kiedy to dwoje ludzi kupiło w komisie białą E36. Po przyjeździe do domu stwierdzili, że białe jest brzydkie i trzeba to jakoś zmienić, a że po remoncie elewacji zostało im wiaderko czerwonego akrylu, marnotrawstwem byłoby go nie wykorzystać...


   Nie będę się rozpisywał o tym, jakie piekne było E36. Skoro już "porymowałem" raz, to czemu nie spróbować drugi... W kilku słowach zatem:
Kupiłem se Bete, nie patrząc na barwę
Pod domem żem ujrzał, że ona jest biała.
Biała jest do dupy, ale ja mam farbę
Chlusnę w furę z wiadra - już czerwona cała!
 
 
No cóż - parafrazując Juliusza Cezara - przybyłem, zobaczyłem, wy#pie#doliłem...
A skoro jestem już myślami w Rzymie, najtrafniej moje wczorajsze osiągnięcia oddaje inny cytat - "diem perdidi..."
 

13 komentarzy:

  1. Czytam blog od dłuższego czasu, ale takiej dawki poezji jeszcze nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I poezja i łacina...

    Szkoda, że tak długo trzeba czekać na kolejne wpisy, ale rozumiem - maleństwo najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś suchy ten blog ostatnio...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę w tym racji. Ostatnie wpisy trochę gorsze się wydają.

      Usuń
    2. A ja się nie zgadzam, świetnie się czyta i porcja śmiechu jak zwykle. Tak trzymać!

      Usuń
  4. A propos E36, to pojawiły się ostatnio 2 rodzynki:

    1) ma co prawda niewielkie "wypryski na lakierze", ale za to lampy marki lexus i komplet zimówek gratis:
    http://www.turboportal.pl/0,19,0,0,0,bmw,0,27393,bmw-seria-3-e36-316,ogloszenie,ogloszenia.html

    2) bogate wyposażenie: "wspomaganie i alumy":
    http://www.turboportal.pl/0,19,0,0,0,bmw,0,27558,bmw-seria-3-1-6,ogloszenie,ogloszenia.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widze, że jedno ogłoszenie jest z komisu Astra- omijajcie ten komis szerokim łukiem, syf kiła i mogiła!

      Usuń
  5. Szkoda ze nie ma lepszych zdjec, to sa naprawde fajne obrazki jak przychodzi sie kupic to wylalane cudo, ktore progi ma na piance przykryte blacha od starych parapetow okiennych - oczywiscie przykrecone na dwa blachowkrety i zachlapane bitexem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę rozumiem kitowanie kupującym, ale kitować handlarzowi, który ma przyjechać po auto... Żal roku. Ja bym na Twoim miejscu kupił paralizator.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu właściciel naściemniał kupującemu, może nie wiedział, że ma do czynienia z handlarzem. A nawet jakby wiedział, co za różnica...
      Z tym paralizatorem to bym uważał. Niektórzy mają słabe serce i można ich posłać na wieczny autohandel...

      Usuń
  7. Pamiętam jak sprzedawałem swoją astrę handlarzowi, sypała się i ogólnie kariery nie miała dużej przed sobą, ledwo udało mi się za 1000 zł sprzedać, parę dni później odpicowana była w sprzedaży za ponad 3000 :) dało mi to baaardzo dużo do myślenia

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu taka tu cisza od tyluuuu dni?

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)