wtorek, 21 sierpnia 2012

"Piękne" Mondeo z gazem. Nie od handlarza!

  Handlarze kłamią - opowiadają jaki to samochód jest piękny i "bez wkładu finansowego", a na miejscu okazuje się, że oglądamy kupę złomu i straciliśmy tylko czas i paliwo. Jak kupować auto, to tylko od prywatnego właściciela - on prawdę ZAWSZE powie. Jak jest coś nie tak, to usłyszymy to już przez telefon. Takie auto od właściciela jest zadbane, czyste i ładne. "Od handlarzy nie kupuję..." - słyszę często w słuchawce, zanim pojawi się sygnał przerwanego połączenia. Takie jest powszechne myślenie. Jest w tym dużo racji, zgodzę się, ale żeby otworzyć niektórym Czytelnikom oczy, zamieszczę kilka przykładów z życia mojego wziętych. Dzisiaj jeden. Najświeższy.
  Wczoraj wieczorem odebrałem telefon od miłego pana, który chciał szybko sprzedać swoje Mondeo z 1999 roku. Z zasady wystrzegam się starszych Fordów Mondeo, a Escortów wszystkich, ale głos w słuchawce przekonał mnie jakoś do tego egzemplarza - srebrny, kilka lat w jednych rękach, gaz sekwencyjny na gwarancji, wersja Ghia, w wyposażeniu klimatyzacja i alufelgi... Zapewnienie sprzedającego:
- Z autem nic nie trzeba robić, jedynie przedni zderzak jest pęknięty - do sklejenia. Cena auta - 2500zł, jak najbardziej do negocjacji.
Myślę sobie, że trzeba zaryzykować, bo może będzie się dało coś zarobić...
   Dzisiaj rano pojechałem. Na umówionym parkingu, niedaleko miejsca pracy właściciela znalazłem wolne miejsce. Koło mnie zaparkowany był jakiś Ford, raczej coś co kiedyś było Fordem - też dziwnym trafem Mondeo, to znaczy kiedyś to było chyba Mondeo... Pomyślałem sobie, że to niemożliwe, bo przecież tamten jest ładny i ma tylko zderzak do sklejenia. Ten co prawda też ma zderzak zniszczony, ale powiązany sznurkiem i taśmą, w tysiącu kawałków nie rokował na jakąkolwiek naprawę. A tak nawiasem mówiąc, w tym zaparkowanym nieopodal aucie zderzak był raczej najładniejszym elementem. Niee, to nie ten.
   Zadzwoniłem do sprzedajacego i poinformowałem, że jestem na miejscu. Została chwila czasu do spotkania, więc obejrzałem wrak stojacy obok. Tak na szybko - progów brak zarówno z prawej, jak i z lewej strony, błotniki tylne zjedzone przez rdzę, felgi aluminiowe - każda inna, szczeliny rozchodzą się o kilka centymetrów, w środku obora... jak ktoś tym może jeździć? Na tylnym siedzeniu fotelik... Jak ktoś tym czymś może wozić dziecko? Ale to nie moja sprawa...
Pan sprzedający idzie!
Pan sprzedający idzie w stronę tego czegoś...
Pan sprzedający otwiera to coś...
O k%^&*a!
Podchodzę więc, witam się i pytam, czy auta nie pomylił. On zaskoczony stwierdza, że to ten samochód.
- Ale pan mówił, że tu tylko zderzak... a nie... wszystko...
- Jakie wszystko? Co się tu nie podoba? Przeciez ładny jest!
- Ale zgnite wszystko, aż się boję położyć i podłogę obejrzeć...
Pan już wyraźnie wściekły wycedził:
- Podłoga zdrowa!!!
Siły mi odebrało, więc odpowiedziałem tylko, że skoro taki ładny, to proszę sobie go szanować.

Niestety - nasze ryzyko - dojeżdżamy gratis i klient nie płaci jeśli do transakcji z jakichś przyczyn nie dojdzie. Nawet jeśli tą przyczyną jest zrobienie nas w ch**a!

   Takie właśnie bywają auta od osób prywatnych. Pewnie pan od mondeo zadzwoni do jakiejś naszej konkurencji, naopowiada bajek o stanie samochodu i ... w końcu oberwie.
   Ale może być i tak, że ktoś kupi ten wrak, "zapiankuje" dziury, zaleje konserwacją, wypicuje resztę i będzie w ogłoszeniu kolejna "Igła po dziadku, nic nie stuka nic nie puka, bez wkładu finansowego..." lub podobny bełkot...

Dzisiejszy wpis trochę nudny, ale zamieściłem go po to, by każdy Czytelnik zdał sobie sprawę, że taki zawód nie jest wcale łatwy i pieniądze nie leżą na drodze. To była wycieczka na 60 km, ale nie pierwsza taka i nie ostatnia. Kiedyś w cyklu "nudnego dziennika" napiszę o wyprawie po Alfę GTV - też od prywatnego właściciela ;-)

7 komentarzy:

  1. No cóż, wkalkulowane w biznes. Mnie bardziej wkurzało, kiedy jako osoba prywatna, szukająca konkretnego modelu auta jeżdziłem jak głupi po Polsce, bo przez telefon wszystko pięknie, a na miejscu złom. I jakoś nikt (mimo zapewnień telefonicznych) nie kwapił się do zwrotu mi kosztów paliwa.
    Tak więc, dla mnie nie ma różnicy czy handlarz czy prywatny - jak ktoś jest oszustem to i w pracy i w życiu, jak ktoś jest uczciwy to tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja staram się raczej wystraszyć przez telefon i wyolbrzymić wady tak, żeby ktoś, kto przyjedzie wiedział, czego się spodziewać...
    A z uczviwoscią jest tak jak piszesz :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz Pan wie jak czują się często kupujący.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie :)
    ale tekst że " ESCORTÓW nie kupuje wcale " to mnie zezłościł ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tym wpisem wpadł Pan we własne sidła. Samochód z 1999 roku z gazem sekwencyjnym (wartym najmniej 1800 zł) sprzedawany za 2500 zł (do negocjacji) i czego się Pan spodziewałeś? Sam Pan pisze, że po nowe to do salonu bo te najtańsze samochody mogą być ugryzione nie tylko zębem czasu. Czy decydując się na ten samochód myślał Pan że sprzedający jest debilem i przez pęknięty zderzak auto straciło połowę na wartości? Sam Pan szydzi z takich zachowań jakie Pan pokazał.

    W każdym razie uwielbiam ten blog i mimo że go dziś odkryłem już prawie cały przeczytałem (siedząc w pracy)
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Tym wpisem wpadł Pan we własne sidła. Samochód z 1999 roku z gazem sekwencyjnym (wartym najmniej 1800 zł) sprzedawany za 2500 zł"
    1800 to może gaz był warty gdy był nowy. Teraz jest może warty 180zł.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Czy decydując się na ten samochód myślał Pan że sprzedający jest debilem i przez pęknięty zderzak auto straciło połowę na wartości? Sam Pan szydzi z takich zachowań jakie Pan pokazał."

    Ten wpis nie był przypadkiem o tym, że sprzedawcy prywatni potrafią nałgać przez telefon? Albo czegoś nie zrozumiałem...

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)