niedziela, 14 października 2012

Kupujemy samochód. Poradnik część 1.

  

   Wiele osób prosiło mnie, bym opisał jak sprawdzić auto przed zakupem, na co patrzeć, jak podejść do kupna samochodu używanego. Oczywiście w moim bandyckim interesie jest, by nikt nie wiedział, na co zwracać uwagę, ale w wspaniałości swej postanowiłem w dniu dzisiejszym podzielić się z Wami tajemną wiedzą, która o jakieś 99 procent zmniejszy mi sprzedaż ( już i tak marną od kilku tygodni - zwalam to na kryzys). Dzisiaj część pierwsza  - właściwy wybór. Kupujemy więc auto...
   Najpierw szukamy odpowiedniego egzemplarza w serwisie ogłoszeniowym - wiadomo gdzie, w jednym miejscu znaleźć możemy najwięcej wspaniałych, bezwypadkowych, tanich ... marzeń.  Sortujemy więc ogłoszenia szukanego modelu, według klucza "cena - od najniższej" i zauważamy pierwszy na liscie, zaraz po zdekompletowanych i "angolach", który wydaje się być w miarę integralną całością. Nie musimy przejmować się innymi odcieniami elementów na zdjęciach - to zapewne kąt padania światła... Miasto, w którym znajduje się nasz egzemplarz jest, co prawda, oddalone o pięćset kilometrów, ale przecież cena dobra, to się kalkuluje. Pewnie sprzedający wystawił tanio, bo wiedział, że przez całą Polskę pojedziemy do niego. Dzwonimy. Najważniejszy zestaw pytań, jaki musimy sobie przygotować:
- Jaki jest przebieg tego autka (konieczne zdrobnienie)? (jakikolwiek, by nie był, jest zły - jeśli niski, to podejrzane, jeśli wysoki, a nie daj Boże z dwójką na początku - odpada, a jakby jeszcze trójka, lub czwórka - mamy do czynienia z belzebubem - nie rozmawiajmy, rozłączmy się! Musi być taki "po środku", czyli między sto dwadzieścia, a sto sześćdziesiąt tysięcy kilometrów, niezależnie, czy auto ma trzy lata, czy dwadzieścia trzy.)
- Czy jest pan pierwszym właścicielem od nowości? (uwielbiam to pytanie, szczególnie w sytuacji, kiedy dotyczy np. dziewiętnastoletniej Micry! W zależności od aktualnego stopnia frustracji odpowiadam często, że jak najbardziej! Micrę dostałem w prezencie na bierzmowanie, stała do "siedemnastki" i od kiedy tylko  mam prawo jazdy pomykam sobie nią tu i tam... Tak się przywiązałem do niej, że z "bulem sprzedajem")
- Czy autko (konieczne zdrobnienie) jest bezwypadkowe i ma oryginalny lakier? (To pytanie też lubię, oczywiście najbardziej w przypadku kilkunastoletnich samochodów. W sumie to każde auto ma oryginalny lakier... Orygianlny Sikkens, oryginalny DuPont... Nie słyszałem, żeby lakiery ktoś podrabiał. No chyba, że...  I sprawa kolejna - każde auto w Polsce jest bezwypadkowe - jedno bardziej bezwypadkowe, inne mniej. U nas chyba nie ma wypadków. W Rzeszy, Holandii i innych Francjach też... )
- Czy autko (konieczne zdrobnienie) było serwisowane do końca? ( I znowu posłużę się przykładem Micry z 1993 roku. Na takie pytanie, a dzwonił do mnie marzyciel, który je zadał, odpowiadam, że oczywiscie było, nawet ostatnio byłem w ASO i zapłaciłem za wymianę klocków i oleju siedmiokrotną wartość auta, ale czego się nie robi dla przyszłego klienta i wpisu w wyblakłej książce serwisowej. Czasem jeszcze lubię odpowiedzieć, że serwisowano auto do końca, czyli do momentu, kiedy wpadło pod TIRa, potem już nie było czasu, bo dwudziestu blacharzy głowiło się przez pieć lat, jak z tej poskręcanej sterty wyrzeźbić samochód taki, by marka i model zgadzały się ze stanem sprzed "gwałtownego wytracenia prędkości" )
- Czy autko (konieczne zdrobnienie) "wymaga wkładu finansowego"? (tu dopowiedź jest prosta - żadne autko nie wymaga od nikogo wkładu finansowego. I to powinniśmy usłyszeć. Nawet bankowozy tego nie żądają - jak chcemy możemy włożyć wkład. Choć z bankowozami jest troszkę inaczej - w tym przypadku jest taki Urząd, który niebawem zacznie wymagać, albo już zaczął, by ten wkład grzecznie w zębach przynieść i wpłacić do kasy. Nie śledzę newsów ostatnio, ale wiem, że jak Polak przechytrzy Tego Co Ma Tole, uda mu się to tylko na moment, ponieważ ów Posiadacz Toli sprytniejszy jest i przechytrzy dwa razy bardziej, i karę jeszcze doliczy, i odsetki jak w A. Gold, tyle, że do zapłacenia. By żyło się lepiej. Lepiej może się nie żyje, ale przynajmniej zabawniej jest - zawsze podziwiałem pomysłowość rodaków w bezczelnym omijaniu przepisów - zazwyczaj bzdurnych i kretyńskich. Swoją drogą - ciekawy jestem, czy w społeczeństwie krajów bardziej rozwiniętych też występuje taka niesamowita zdolność i inwencja? )
   Można zadać jeszcze moje ulubione pytanie - zadał mi je kiedyś przez telefon Don Kichot z La Manchy, lub jakiś inny Pankracy, który usilnie próbował zaprosić mnie na jakieś romantyczne wakacje (ja, on, morze, zachód słońca i stary gruchot, nie pamietam już nawet jaki)
- Czy wybrałby się pan tym autkiem (było zdrobnienie) do Hiszpanii? (Moja opowiedź była niezwykle treściwa - NIE! Ale my oczekujemy odpowiedzi twierdzącej - jeżeli sprzedający nie odważyłby się, oznacza to, że coś ukrywa, a auto możemy z listy skreślić, nawet jeśli dzwonimy o CC 700, którym nikt rozsądny nie zapuszcza się dalej, niż do składu budowlanego po piankę montażową, lub do sklepu "żelaznego", po kolejnego blachowkręta, do zaślepienia kolejnego podciśnienia w aisanie. Reasumując - sprzedający ma obowiązek pojechać do Hiszpanii. Nie chce? Nie kupuj.)
I jeszcze kilka pytań z zestawu:
- Czy auto ma ryski i "wgniotki"? (osobiście nie znalazłem tego słowa w żadnym słowniku, ale może źle szukałem. W każdym razie tak trzeba zapytać, a gdyby sprzedający, brzydzący się używania dziwnych, nienaturalnie brzmiących słów użył zamiast "wgniotki" wyrazu "wgniecenie" możemy rozmowę z nim kończyć - auto uszkodzone i to pewnie mocno) Oczywiście nie powinniśmy się też interesować egzemplarzami, które posiadają "wgniotki" w postaci "wgniotek", a nie wgnieceń. My szukamy w końcu porządnego wozu, takiego ... fajnego. Ryski i "wgniotki" świadczą o używaniu i "niedbaniu". Auto, które je posiada na pewno jest brzydkie, w środku śmierdzi kurzą kupą i jest zepsute, a nawet jeśli nie jest zepsute, to niebawem się zepsuje. Najlepsze są starsze auta z idealnym, jak nowym lakierem - one nie miały wypadku i są, jakby to ująć najtrafniej - fajne.
- Czy pan jest handlarzem? (To pytanie brzmi mniej więcej tak, jak - czy pan morduje małe świnki morskie? Jesli głos w słuchawce potwierdzi, że jest handlarzem, miedzy wierszami potwierdza też, że morduje nie tylko świnki, ale również rozjeżdża żaby, sprzedaje narkotyki, należy do loży masońskiej i najprawdopodobniej nie dba o higienę osobistą. Wystrzegajmy się! A fe!)

   Po zadaniu tych kilku pytań, powinniśmy już wiedzieć, czy wypatrzony pojazd jest tym, który jest nam przeznaczony, czy też czynność musimy powtórzyć. Jeszcze jedna mała wskazówka - niech przy wyborze jednym z najważniejszych kryteriów będzie wyposażenie - wystrzegajmy się aut z polskiego salonu - one są "gołe". Nawet jeśli sprzedaje je pierwszy i jedyny właściciel, który wczoraj zrobił w ASO przegląd z wymianą wszystkiego, nie istotne! Ma być "wypas" (znowu moje ulubione słowo). Jak można za krajowego "basica" chcieć więcej niż za sprowadzonego z zagranicy "fulla", "w skórze" (zawsze się zastanawiam - czy to o pokrowiec chodzi?), "w klimie", "w prądzie"... Jak takiego "wypasa" zobaczy Marian spod dziewiątki, to ma po spaniu, a jak pokażemy mu "krajówkę", to tylko stwierdzi, że jego zięć, to dał mniej, a DVD w zagłówkach ma nawet (o tym, że po deszczu, fura zięcia zamienia się w akwarium, a na DVD można zobaczyć jedynie relację na żywo z burzy z piorunami, Marian nie wspomni, bo pewnie i zięć się nie przynał).

   Części pierwszej koniec i bomba, kto wziął serio, ten trąba.

23 komentarze:

  1. Warto było czekać, jest trochę pokrywających się wiadomości z poprzednich postów ale i tak wymiata. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie kupiłem autko, które
    (i tu uwaga, typ bardzo szczery, odstraszał jak mógł!):
    - nie mógł sprzedać od pół roku,
    - ba! ja byłem dopiero pierwszym oglądającym!,
    - na budziku przekroczyło właśnie 200 tyś. km(rocznik 2001),
    - posiada nie tylko wgniotki, ale i wgniecenia i obtarcia!,
    - nie było serwisowane w ASO,
    - silnik dwa litry benzyna bez gazu,
    - cena NIE PODLEGAŁA NEGOCJACJI i nie była najtańsza po sortowaniu!,
    - i najgorsze: ANGLIK!!!!!!!! PO PRZEKŁADCE!!!

    To dlaczego mnie tak pogięło?
    - Auto BEZWYPADKOWE,
    - sprzedający mieszkał w Anglii i kupił tam auto dla siebie w komisie przy salonie,
    - oprócz wgnieceń i przetarć, auto na bieżąco serwisowane, na co są wszystkie rachunki i faktury jeszcze nawet od pierwszego właściciela z Anglii (łącznie z fakturą zakupu nowego auta),
    - przede wszystkim po dokładnym sprawdzeniu przez siebie, brata i dwóch mechaników, okazało się że jak na swoje lata auto jest w bardzo dobrym stanie!
    - silnik 2.0 to sprawdzona niemiecka konstrukcja 8-zaworowa, idealna do LPG, zresztą w bardzo dobrej kondycji,
    - cena mimo że nienegocjowalna, to skrojona idealnie co do stanu auta,
    - a poza tym duży bagażnik, więc wózek się zmieści!

    Więc jak mogłem nie kupić?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja rok temu kupiłem auto właśnie sortując wg ceny! Jedyne usprawnienie - ograniczyłem do mojego województwa. 5 km od domu stał Nissan Sunny, 2.0d, '92 r. 268 tys. na liczniku, z przodu odłaził lakier i pokazywał inny kolor a wnętrze było zajechane od wożenia materiałów budowlanych.

    Miał nowy akumulator, więc odpalał lepiej niż moje dwa obecne pojazdy, nagrzewał się momentalnie, zużycie paliwa niższe niż mniejsze tdci. Hak i drugi komplet opon.

    Musiałem tylko trochę przy hamulcach pogrzebać, ale 800 zł z ważnym przeglądem i OC to była nie lada okazja! Kupiłem i dobrze wspominam (to było auto 'na chwilę').

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry poradnik! Właśnie szukamy z bratem vana dla niego i dzięki temu poradnikowi już wiemy o co pytać ;)
    "Sprzedaję z bulem" i "bierzmowanie" powaliło mnie pod biurko.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze porady :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie opisujesz nasze realia....
    Swego czasu szukałem "autka" dla kogoś z rodziny...
    - pierwszy właściciel
    - zarejestrowane w Polsce
    - 2-3latek przebieg do 150k km
    - bez poprawek blacharskich...
    Większość sprzedawców z alledrogo mija się z prawdą.
    - pierwszy właściciel tak ale w Frnacji lub w Belgi był...
    - zarejestrowany w Polsce będzie jak go sobie kupie od w/w właściciela
    - 99% to były składaki... z zewnątrz igła (lamka alarmowa) po podniesieniu dywaników i foteli ... muł i rdza...
    po 6 miesiącach rodzinka poszła do salonu... :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnoszę wrażenie że w tym przypadku sort ofert był od cen:najniższa :/

      Usuń
    2. A w komisach przysalonowych nic nie mieli? nie wieze...

      Usuń
  6. Chyba nie na bierzmowanie, tylko na Komunię albo chrzest, bo 17 lat to się ma rok po bierzmowaniu, więc autko by praktycznie nie stało ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam
    Ja również zajmuję się handlem autami, nie ma tego dużo, jakieś 2 - 3 sztuki sprzedaje miesięcznie. Czytając Twój blog czuję się jakbym słyszał wszystkie opisane przez Ciebie sytuację w słuchawce swojego telefonu. Piszesz prawdę w sposób prosty i jak najbardziej trafny. Czekam na kolejne wpisy z niecierpliwością bo zawsze poprawiają mi one humor. Możesz jeszcze poruszyć temat pseudoznawców z popularnych serwisów internetowych typu "Onet" gdzie "mądre" głowy doradzają jak to należy podchodzić do kupna 20 - letniego auta aby kupić sztukę idealną z przebiegiem poniżej magicznych 160 tys i nie dać się handlarzowi który zrobi wszystko aby oszukać potencjalnego kupca.

    ps. handlarz nie kupi totalnego złoma bo wie że później będzie problem z odsprzedażą
    ps.2 Od handlarza można kupić samochód w stanie bdb, trzeba się tylko liczyć że będzie on nieznacznie droższy od najtańszych igiełek

    OdpowiedzUsuń
  8. kurde, ja swoje obecne auto kupiłem po 1 rozmowie telefonicznej, w której to stwierdziliśmy ze sprzedającym, że nie mamy zbytnio możliwości pogadać, i po wymianie kilkunastu maili pojechałem je odebrać...
    całe negocjacje co do ceny, zakresu napraw (auto miało uszkodzoną uszczelkę pod głowicą) przeprowadzone korespondencyjnie, i jakoś mnie nie zabolało jak po pół roku okazało się, że samochód w marcu 2007 miał 320kkm przebiegu wobec 217kkm na liczniku w 2012r - z auta i procesu zakupu jestem niesamowicie zadowolony.

    Trochę dziwne, bo o wgniotki nie pytałem, o przebieg też nie, o bycie handlarzem również - czy to znaczy, że źle kupiłem? :)

    Pozdrawiam autora, podziwiam lekkość pióra/klawiatury i pozytywne podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ?? Prowokacja? Czy ty tak na poważnie kolego?

      Usuń
    2. absolutnie na poważnie. chcesz foty auta z wydrukowaną korespondencją? ;)

      Usuń
    3. Zbychu chłopie jak Cię lubię to muszę niestety przedstawić Ci w.w sytuację na nieco drastyczniejszym przykładzie.

      Załóżmy że poszedłeś do znajomego na imprezę, trochę przeholowałeś z wódeczką i położyłeś się u niego spać. Rano, oprócz bólu głowy poczułeś niezbyt komfortowe uczucie w okolicy odbytu. Ale co tam, posmarowałeś maścią i przeszło więc kto by sobie tym głowę zawracał. Po jakimś czasie jednak trafiają do Ciebie zdjęcia na których widzisz jak jeden z uczestników zabawy, podczas Twojej niedyspozycji z nieukrywaną satysfakcją zapina Cię w tyłek...

      I teraz pytanie: Czy uważasz że zachowanie jurnego nieznajomego było OK?

      Usuń
    4. Pięknie pokazana analogia, jednak jej trafność do mnie nie przemawia.
      Przebieg dla mnie wiele nie znaczył, liczył się i tak stan pojazdu - przy samochodzie z 1997 roku niemal każdy stan licznika jest realny i tak samo niezbyt istotny.
      Ujawnienie przebiegu wzmogło we mnie jedynie szacunek dla inżynierów saaba - o ile samochód miał nadal pierwszy silnik, to mogę stwierdzić, że był on w świetnym stanie.
      Po weekendzie mogę wrzuć foty gładzi cylindrów na których widać ślady fabrycznego honowania.

      Zachowanie osoby, która skorygowała licznik było złe, ale nie rwałem włosów z głowy i nie rzucałem mięsem rzucając się w rozpaczy pomiędzy serwisami ogłoszeniowymi próbując pogonić zgniłe jajo.
      Raczej zastanawiałem się w jakich rejonach Danii auto jeździło i czy kiedyś się tam nie przejechać pozwiedzać :)

      Usuń
    5. Pozwiedzać zawsze warto.

      Widzisz Zbyszku, cieszy mnie fakt że trafiła Ci się uszanowana sztuka, jestem pewny że zrobisz za jej sterami jeszcze wiele kilometrów ( o dziwo! życie pojazdu nie kończy się wybiciem na liczniku 200k km ).

      Jednak z drugiej strony dopóki będzie społeczne przyzwolenie na "ładowanie nieświadomego od tyłu" dopóty takie przypadki będą na porządku dziennym :( Oczywiście frustracja i rwanie włosów z głowy do niczego dobrego nie doprowadzą, aczkolwiek obojętność w takich przypadkach również nie nosi znamion prawidłowego zachowania. Trzeba pokazać jednemu i drugiemu sku#wysynowi że takim wałkom mówimy stanowcze NIE! Narzędzi prawnych póki co w rękach nie mamy, posługujemy się za to siecią która jest bezpłatnym i ogólnodostępnym źródłem informacji. Wyławiajmy na światło dzienne i szykanujmy tych leszczy robiąc tym samym krok w stronę lepszego jutra.

      Trzymaj się!

      Usuń
  9. Auto bezwypadkowe - samochód który brał udział w zdarzeniu drogowym, w którego wyniku nikt nie poniósł śmierci.
    Kolizja to nie wypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aby zdarzenie drogowe zostało zakwalifikowane jako wypadek nie musi nikt zginąć. Wypadkiem może być zdarzenie w wyniku którego zostały poniesione znaczne straty materialne

      Usuń
  10. Z jednej strony kupujący mają dziwne oczekiwania a z drugiej strony auto u handlarza ulega cudownej przemianie. Przykład z Peugeot 306 z 1996 roku z rdzą na dachu (purchel 3x 6cm), uszkodzonym układem kierowniczym, dużym śladem po kamieniu na masce, przytartym bokiem staje się nagle 100% sprawny bez śladów korozji, rys i obić jako w pełni sprawny. Za to z ceną o 2,2x większą ...
    Pozdrawiam Jurek

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam Peugeota 106 '99 po wypadku za 6200zł gdzie cena sprawnego egzemplarza z tej wersji wyposażenia to 4500 zł. Właściwie miałem wrażenie że zderzyły się dwie niebieskie 106, jedna przed, druga po lifcie i tak powstał Peugeot 106 1/2 FL. Nie, to nie była przejściówka, lewe drzwi miały cały panel z FL, prawe były stare, kierownica stara, dwuramienna a poduszka pasażera o dziwo na miejscu (nie wypali przy wypadku bez pasażera).

    Zbiorniczek płynu spryskiwaczy od merca, umieszczony przed chłodnicą. No i po co komu podgrzewane dysze...

    Oglądałem z ciekawości, bardzo mi szkoda było pana który chciał mi to wcisnąć, chyba myślał że dam się na to nabrać. Niestety nie nadawał się nawet na przekładkę części do mojego, wtedy rozbitej 106.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego z taką krytyką spotyka się poszukiwanie od najniższej ceny ? Wole zapłacić np. 5 tyś zł za auto z "przebitym" przebiegiem o 200 tyś km niż zapłacić 8 tyś za auto z tak samo przebitym przebiegiem tylko udało się go lepiej odpicować...
    Jak szukałem swojego pierwszego auta i widziałem że potencjalny sprzedawca zacierał ręce bo udało mu się wcisnąć gówniarzowi kit (ulubiony: "gdzie tam bezwypadkowy tylko od temperatury części się poszerzyły") to brałem skorupę na jazdę próbną i wypalałem kłamczuszkowi całe paliwo ćwicząc szybką zmianę biegów. Oczywiście potem szybkie papa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sprzedawałem jakiś czas temu swoje auto. Punto II 2000 rok. Najlepsze pytanie:
    Czy ma podgrzewane lusterka?

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja 2 lata temu kupiłem Punto I 1.2 MPI ELX z 1995 roku.
    Silnik ładnie pracował, maska do wymiany (pofalowana), wnętrze "z życia wzięte" - pełno petów, smród fajek, kapsle po piwie, na zegarku przebieg... 65 tysięcy. W prawie pełnoletnim aucie. Zlałem to.
    Dałem 2.8K zł. Okazało się, że auto nie miało praktycznie podłogi i progów.
    Nie chciało się zaglądać, a z podniety jako 18 latek wydawało się mi, że to auto to jest to jedyne, taki święty Graal.
    I co? Podłoga wyspawana, konserwacja, zawieszenie zrobione, lekka kosmetyka,
    dołożone LPG, auto potroiło swą wartość. Ale kto by się przejmował... "chłopie, za 9 tysięcy mogłeś mieć Golfa 4!!!! a jeździsz FIATEM" (jakby to było skazanie na śmierć).
    Także - CUDÓW NIE MA, chcesz tanio, to musisz później doinwestować i zlewać na opinię innych - AUTO JEST DLA CIEBIE!

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)