sobota, 21 stycznia 2017

Kilka przestróg i przemyśleń na sobotę

Zdjęcie niezwiązane z tematem. Do sprzedania 1,4 16V, 2008r.


   Mówi mi znajomy, że w markecie wyczaił kartkę informującą o sprzedaży Lanosa z gazem. Podobno ładnego i zdrowego.
Biorę telefon i dzwonię. Pierwsze pytanie zadaję standardowe
- Witam, pan handluje, czy to prywatny samochód?
W słuchawce gruby głos tępego, podstarzałego jełopa- orangutana (tak właściwie, można było po pierwszym wyrazie podziękować, bo ... wiadomo)
- Eee, ygh, ten tego, no... yy prywatnie.
- Długo ma pan auto?
- Eeeee, no... ten... od zięcia wziołech... no... eee, niedawno, ale zięć pierszy właściciel - i ciągnie dalej - ałto ładne, zdrowe, zakonserwowane. Ino jeden błotnik w podkładzie, a tak to w orginale, w pierszym lakierze znaczy sie, szyby w prondzie, nic nie stuka, nic nie puka, ino lać i jeździć.
- Pan jest wpisany w dowodzie rejestracyjnym?
- No, e yy... mam umowę, co mi zienć podpisoł...
Tę rozmowę trzeba było szybko zakończyć, bo szkoda baterii w telefonie. Wiadomo, że żaden zięć nie istnieje, wiadomo, że handelek kupił na czystą umowę, podpicował pianką montażową i pcha parcha dalej.


Konkluzja
Jest popyt na auta nie od handlarzy, to handlarz się "odhandlarzowuje". Każdy chce z czegoś żyć. OK.

Dygresja
Ostatnio miałem wystawionych (na koncie niefirmowym) kilka specyficznych samochodów, w specyficznych cenach, o które dzwonili specyficzni ludzie. Każdy miał specyficzny zestaw pytań, zaczynający się od tego, czy to handel, czy osoba prywatna.
Odsiew telefoniczny - odpowiadam z dumą, że HANDEL i rozmowa trwa kilka sekund (najczęściej kończy się sygnałem przerwanego połączenia). Ja nie odrywam się nawet od swojej pracy.

Powrót do konkluzji
To, jakie ludzie łykają bajki i kupują od handlarzyków z umowami "in blanco" auta, zakupione dla żon, które nie chcą jeździć (bo auto za duże, za małe, za wysokie, za niskie), kupione na minutę przed tym, jak kupujący dowiedział się o wyjeździe za granicę na zawsze itp, jakie nieprawdopodobne brednie nabywcy chłoną,  przeraża.
Większość samochodów w necie wystawianych jest w celach zarobkowych i z tym się trzeba pogodzić.

Prawie żaden kupujący nie sprawdza zgodności danych osoby sprzedającej (ja sprawdzony zostałem KILKA razy w życiu).

Nie działa na poszukiwaczy to, że można bezpiecznie kupić samochód na fakturę, w istniejącej firmie, która bierze odpowiedzialność za sprzedawany towar. Lepiej kupić sportowe auto, które było nietrafionym prezentem na dzień babci. I wierzyć w te pierdoły...
Można potem sąsiadowi opowiedzieć, że ma się auto z historyjką, a nie zwykłe, kupione od handlarza, który z całą pewnością w ch&ja zrobił.
Problem się tylko pojawia w momencie, kiedy trzeba dochodzić swoich praw i nie ma za bardzo od kogo...

Teraz mała przestroga
Kilka razy w tygodniu odbieram telefony od ludzi, którzy szukają w ciemno w sieci, komu sprzedali samochód.
Scenariusz za każdym razem jest taki sam - pan handlarzyk odkupił auto i nie wpisał na umowie swoich danych. Obiecał, że do tygodnia dowiezie umowę z danymi nabywcy. Minął miesiąc, a pana nie ma. Zbliża się koniec OC...

SPRZEDAŻ KOMUKOLWIEK AUTA NA UMOWĘ "IN BLANCO" TO SKRAJNY DEBILIZM!!!

1. Nabywca wsiąka i nie wiadomo komu sprzedaliśmy pojazd.
2. Przychodzi termin płacenia OC i jak udowodnimy, że samochód sprzedaliśmy? Niby komu? Płacimy zatem sobie OC za coś, czego już nie mamy.
3. Kradzież paliwa na stacji benzynowej - komu sprzedaliśmy samochód? przecież nie posiadamy żadnego dowodu, że to nie my tankowaliśmy...
4. Zdjęcie z fotoradaru ...
i tak dalej.


Proponuję pomyśleć zanim się kupi, bądź sprzeda samochód. Niby prosta rzecz, a jednak konsekwencje prawne i finansowe mogą zaboleć. 

P.S.
Nie atakuję swojej profesji - atakuję nieuczciwe praktyki, pomijające płacenie podatków i wyłączające odpowiedzialność za sprzedawany towar. Tego typu "dorabianie" sobie psuje opinię nam  - handlarzom (prawie) uczciwym :-)

4 komentarze:

  1. Raz w życiu sprzedałem auto "handlarzowi" na pustą umowę ( dobry był wkręcił mnie w to a ja jak ostatni debil zgodziłem sie na to) i powiem Wam że czas jaki minął na przywiezienie przez niego umowy z danymi ostatecznego kupca to było najdłuższe 10 dni jakie przeżyłem.....

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak dobrze, że dojechał z tą umową... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy mógłby Pan podać link do sprzedawanych aktualnie przez Pana aut?

      Usuń
    2. Nie podaję linków na blogu, ani na Fb. Jeśli ogłoszenia wygasną - linki prowadzą zazwyczaj w próżnię. Większość z samochodów można znaleźć na Fb. W razie zainteresowania - można dzwonić i pytać o szczegóły.

      Usuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)