sobota, 1 marca 2014

Fachowe oględziny u Fachofcuf w serwisie Renault i reklama prymitywnego "handlarzyka"


sprawyfirmowe.pl czy jakoś tam



   Witam wszystkich Czytelników. Także tego kogoś, co to na fejsbuku wyżalił się w komentarzu, jakim to jestem prymitywnym "handlarzykiem" jak wszyscy i jak to stworzyłem tego bloga, żeby zrobić reklamę działalności itd... Rozgryzłeś mnie gościu! Każdemu, kto przychodzi patrzę najpierw w zęby, czy ma tam pieniądze, potem przerwawszy dłubanie w nosie staram się jak najszybciej wyszarpać mu te złotówki z gęby, wcisnąć mu siedemnastoletnią Bravę, w której Heniek dopiero co skończył wstawiać siedem ćwiartek (5,2 promila). Taki już jestem...
   Po tej krótkiej autorefleksji wracam do tematu. A raczej go podejmuję.

Z wikipedii




   Znajomy znajomego strasznie mocno przypalił się na Reno Scenik. Znalazł takowe z rocznika 2012, czy jakoś tak, sprowadzone z Francji, z przebiegiem około 2 tys. km, czyli nawet nie polskim - z rajskim. Bo przecież za życia do raju pójdzie ten Żabojad-Dobroczyńca, co to kupił nowe, świetnie wyposażone auto (skóry i inne "rodakolepy"), ledwo je odpalił i już do Polski sprzedał. I co jasne, TANIOOO! W rzeczy samej święty on, święty ten, co je przywlókł, błogosławiony lakiernik, co to jeden delikatnie przerysowany błotnik pomalował! Szkoda, że pójdę do piekła, bo chciałbym ich poznać.
   Temat Reno był mi przez kolegę podrzucany przez dłuższy czas. Napalony tak się bowiem napalił, że żadne argumenty nie trafiały. Proszono mnie, żebym podjechał to zobaczyć, bo ja mam tam dwa kilometry, a oni mają sto. Od jakiegoś czasu nie jeżdżę oglądać aut dla nikogo, bo nie mam czasu, a poza tym gdzie nie pojechałem, to do transakcji nie doszło, bo...
   Tradycyjnie, w d#pie miałem tego Scenika, do czasu kiedy ciekawość zwyciężyła. Otóż kupujący pojechał sam, umówił się w ASO Reno na sprawdzenie auta i napalił się jeszcze bardziej, bo wyszło tam, że sprzedający prawdę powiedział - jeden błotnik malowany, kawałek maski cieniowany i tyle. Igła! Prezent od Francuza tym razem.
   W dzień po wizycie w ASO odebrałem telefon od kolegi. Nie przestawał mnie przekonywać, żebym podjechał i rzucił na samochód moim ślepym okiem. Tak z ciekawości chociaż, bo przyszły właściciel Reno już kombinuje kasę na okazyjną furę.
   Podjechałem więc, wlazłem na plac błyszcząc plecionym mokasynem (dłubiąc w nosie, oczywiście) i przyglądnąłem się "Renóweczce". Tak bez przykładania miernika rzucił mi się w oczy lakierowany cały prawy bok, słupek i maska. Błotnik przedni lepiej wyszedłby mi chyba sprejem. Niezbyt ciekawie wyglądało też spasowanie elementów. W ciągu pięciu minut na placu, bez podnośnika udało mi się jeszcze dojrzeć, że macperson z prawej strony delikatnie (całkiem) różni się od lewego. Ktoś sobie nie "celnął" też w sprężynę o odpowiedniej wysokości - różnica między stronami, tak na oko, wynosiła około 2 cm. Pewnie akcja serwisowa była i wszyscy kierowcy ważący ponad osiemdziesiąt kilogramów dostawali gratis wyższą sprężynę na lewą stronę.
   Zrelacjonowałem to zainteresowanemu i już chciałem poprosić sprzedawców o kluczyk, już chciałem usłyszeć tę historię o akcji serwisowej ale zorientowałem się, że goście z budki gdzieś sobie umknęli. Poczekałem kilka minut, ale się nie doczekałem.
   Dostałem też informację od mocodawców, że napalony się wygasił i już nie muszę zaglądać do środka, ani pod maskę ani nigdzie i żebym lepiej już jechał do domu, bo zniszczyłem czyjeś marzenia.
   No to się zmyłem z placu z poczuciem, że właśnie nasrałem do własnego gniazda. A gdyby panowie się tak nie ulotnili, może zaproponowałbym im deal? Wiedziałem że ode mnie dużo zależy, a w takim przypadku jakiś tysiąc w zębach potrafi czynić cuda (jak już w takich niebiańskich klimatach jesteśmy). Pies ogrodnika...


I znowu, po co ten tekst?
***Reklama działalności***

   Majkelu Dżejcośtam z fejsboooka! Najlepsze auta tylko u mnie! Jakie chcesz - zielone, czerwone, złote, srebrne, nawet czarne! Tanie, tańsze, najtańsze! Kategoria C, B, a nawet B1! U mnie takie Sceniki to mają po SIEDEM kilometrów przebiegu! Nawet czternastoletnie! I udokumentowane wpisami w książce, co kilometr! Do każdego auta ćwiartka gratis!




***To była reklama działalności***



  Po reklamie zejdźmy na ziemię. Myślałem, że płacąc dużo złotówek w ASO można liczyć na w miarę uczciwe i fachowe sprawdzenie przed zakupem. Kiedyś tak myślałem. Już od dłuższego czasu mam inne zdanie na ten temat. Ciekawe co jeszcze można by znaleźć w tym aucie, gdyby wjechać nim na kanał.A mógł sobie pojechać kolega kolegi na Wietnamską do specjalisty od gazet w silentblokach. Zapłaciłby pięć dych, a nie dwieście, czy trzysta, czy ile tam liczą sobie w tych serwisach gdzie wbijane są bezcenne PIECZĄTKI. 
   Taka dygresja - Polska to kraj pieczątek. Im jest ich więcej, tym lepiej. Zarówno w tysiącach urzędów, jak i w stercie makulatury "made in China" z logo producenta. Pieczątka budzi zaufanie. Ech tkwi w nas ten PRL...
  P.S. Choć z drugiej strony za dużo pieczątek to też problem. Mam starą Felicję kombi, w fajnym stanie, z książką i jest w niej tyle pieczątek, że w głowie się od nich kręci. Od nowości bili pieczątki, do teraz. Ale jej nigdy nie sprzedam, bo tak się zapędzili w tych stemplach, że pod koniec ubiegłego roku dobili do 213 tys. km. Cytując dzwoniących - "oj duuużo to już ma przejechane".

***To była kryptoreklama działalności***


P.S. Dziękuję Ci Tymon za wzięcie mojej strony w tych jakże okrutnie trudnych dla mnie chwilach. Uważaj tylko, bo kierując się logiką pokrętną możesz zostać posądzony o groźby karalne. Użyłeś słowa "broń". Kontekst nie ważny. Użyłeś... A ciekawe, co Ty reklamujesz? Pewnie też jesteś na tyle bezczelny, że chcesz zarobić na życie. Czujne oko obserwuje ...

Na koniec moja teoria odnośnie historii wspomnianego Scenika, domyślam się, że w miarę zgodna z rzeczywistością.

   Otóż w 2012 jakiś Jean Jacques Cośtam kupił sobie auto. Zdążył wyjechać nim na jedną wycieczkę weekendową z rodziną i kilka razy na zakupy. Po trzech tygodniach bezproblemowego użytkowania (jeszcze nic nie zdążyło się zepsuć), wracając z Karfura wpadł w poślizg na autostradzie i tak wydzwonił w barierę, że urwał prawe przednie koło, które wbiło się w fartuch (ale głupia nazwa). Oczywiście przeorał cały bok. Ubezpieczyciel ocenił, że naprawa jest nieopłacalna, wypłacił kasę i zabrał wrak. Od firmy ubezpieczeniowej kupił go Zygmunt, który ma połapane takie "okazje". U Zygmunta auto kwitło trochę na placu (on nie naprawia - sprzedaje takie, jakie kupił) aż zjawił się Kazek i furę nabył. Dłuuugo naprawiał, bo o tanie części niełatwo, a i spawania trochę było. W końcu sklecił to do kupy i czeka na klienta. 

   P.S. Kazimierzu, znam przypadek gościa, który kupuje takie młode gnioty i robi je idealnie - każda zaślepka jest na swoim miejscu, każda śrubka jest oryginalna, nawet sprężyny są z tego samego auta i mają taką samą wysokość! A miernik pokazuje od 90 do 120 max. i nie ma wąwozów po papierze ściernym. Ja bym się nie zorientował w żaden sposób bez rozkręcenia połowy auta. Ale taka naprawa trochę kosztuje (sam nie bałbym się czymś takim jeździć, mimo wstawionej połówki). Gdybyś postarał się bardziej, to był naiwniak, któremu pięć dych zza zębów wystawało. A tak? Ja bym pojeździł tą Renówą, żeby przebieg trochę urealnić... Chyba, że strach tym jeździć...